Aby zrozumieć, skąd biorą się ataki izraelskich polityków i prasy na nowelizację ustawy o IPN, trzeba dokonać wysiłku i zobaczyć motywy, jakimi kieruje się druga strona.
Kluczowa jest tu geneza państwa Izrael, szczególnie motoru sprawczego tego procesu historycznego, czyli syjonizmu. Syjonizm jest ruchem narodowym, ideą zapoczątkowaną przez świeckich, później także zaakceptowaną przez religijne odłamy narodu żydowskiego. Nie miała ona sobie równych w historii.
Przed I wojną światową Palestyna była częścią ogromnego imperium tureckiego. Żydzi stanowili w niej ok. 3 proc. całej populacji. Wokół mieszkały miliony Arabów, Jerozolima zaś stanowiła trzecie najważniejsze centrum religii muzułmańskiej.
W sidłach demografii
Zatem hipoteza, że uda się na tych terenach stworzyć ojczyznę Żydów, była czystą utopią. Dodajmy, że nawet w przededniu wojny izraelsko-arabskiej, w roku 1947, Żydzi stanowili mniej niż 1/3 całej populacji Palestyny, a ościenne państwa arabskie przyszły swym pobratymcom ze zbrojną pomocą. To, że Izrael wygrał wojnę w 1948 r., graniczy z cudem. Udało się to osiągnąć dzięki całkowitej mobilizacji rozproszonych po świecie Żydów. Mobilizacji, która była możliwa na skutek Zagłady.
Dalsze dzieje Izraela, zwycięskie wojny z lat 1956, 1967, 1973 i 1982, wykazały niezwykłą determinację narodu żydowskiego wynikającą stąd, że – po Shoah – państwo Izrael było przez Żydów postrzegane jako jedyna opcja, a zamieszkiwanie w jakimkolwiek innym kraju jako grożące śmiercią. Nie sposób nie pochylić czoła przed zdolnością narodu żydowskiego do niezwykłych poświęceń, miłości do ojczyzny i determinacji w obronie państwa. Niemniej dziś Żydzi w Izraelu stoją w obliczu zagrożenia, z którym nie da się wygrać za pomocą siły zbrojnej – chodzi o zmiany demograficzne.
Po uzyskaniu niepodległości w Izraelu pozostało jedynie około 150 tys. Palestyńczyków. Patrząc na tę sprawę z perspektywy syjonistycznej, pozostawienie choćby jednego Araba było kardynalnym błędem, ponieważ obecnie ich liczba jest ponad dziesięciokrotnie wyższa. Palestyńczycy stanowią ponad 20 proc. całej ludności, a w Galilei są większością (ponad 52 proc.). Wszyscy mają izraelskie obywatelstwo, paszporty i prawo głosu.
Na razie partie arabskie mają nieproporcjonalnie niską reprezentację w Knesecie. Ale liczba Arabów w Izraelu gwałtownie rośnie i według izraelskich szacunków w połowie obecnego stulecia arabscy obywatele Izraela będą stanowić większość. Powyższe szacunki nie obejmują prawie 3 mln Palestyńczyków zamieszkujących Zachodni Brzeg Jordanu, z którego Izrael nie zamierza rezygnować. Zatem jeśli państwo izraelskie ma przetrwać w obecnej formie, to sprawa demografii nabiera pierwszorzędnego znaczenia.
Nie każdy Żyd urodzony w Izraelu jest syjonistą. Wielu, szczególnie młodych, chce żyć w spokoju, a nie służyć w wojsku (i mężczyźni, i kobiety!) przez długie lata. Mieszkanie w oblężonej twierdzy też niekoniecznie jest przyjemne, nawet jeśli komfort jest bardzo wysoki. Z tego powodu emigracja z Izraela nie jest już rzadkością.
Aby zatrzymać to zjawisko, konieczny jest powrót do korzeni – przywrócenie poglądu, że poza Izraelem nie ma miejsca dla Żydów, bo poza jego granicami czai się widmo komór gazowych. Nie sposób zatrzymać emigracji do USA, bo odgrzebywanie swego czasu tak powszechnego tu antysemityzmu może kosztować utratę amerykańskiego poparcia, a bez tego Izrael nie mógłby istnieć. Co najwyżej dyskretnie przypomina się o takich wypadkach, jak odmowa przyjmowania w latach 1939-45 europejskich Żydów, którzy próbowali dostać się do USA drogą morską; statki wypełnione Żydami musiały wówczas wracać do Niemiec, skutkiem czego wylądowali w obozach koncentracyjnych. Można natomiast pokusić się o zahamowanie odpływu młodego pokolenia do innych krajów.
W przeciągu ostatnich kilkunastu lat polskie władze wydały tysiące paszportów obywatelom Izraela. Owszem, niewielu z nich przenosi się do Polski. Ale zapewne skorzystają z tej polisy ubezpieczeniowej, jeśli sprawy w Izraelu zaczną przybierać niekorzystny obrót.
Skazani na antysemityzm
Tu dochodzimy do sedna sprawy. Próby pojednania polsko-żydowskiego przyniosły tak mizerne wyniki, ponieważ nie leży ono w interesie syjonistów. Dla syjonistów, a to oni stanowią rdzeń klasy politycznej Izraela, pojednanie z narodem polskim to czyste samobójstwo. Szczególnie dziś, gdy każdy Żyd w Izraelu jest na wagę złota.
Cały proces pojednania polsko-żydowskiego jest przez polską stronę postawiony na głowie, ponieważ chcemy ustanowić bardzo dobre stosunki na poziomie Polak-Żyd. Tymczasem stronie izraelskiej chodzi o zupełnie coś innego: o ustanowienie dobrych stosunków na poziomie rząd-rząd i uzyskanie polskiego poparcia politycznego na arenie międzynarodowej.