Polityka jest sprawą interesów, a nie wartości - mówi prof. Kazimierz Kik, politolog, w rozmowie z Ireną Świerdzewską.
Jak ocenia Pan wynik 43,59 proc. głosów dla PiS i jego samodzielną większość w sejmie?
Przede wszystkim uważam, że w dużym stopniu zasługą PiS jest zwiększenie frekwencji w wyborach o 10 proc. w stosunku do poprzednich wyborów (61,74 proc. – oficjalny wynik PKW na 14 października). PiS wykazało zdolność mobilizacyjną, postawiło na drugą połowę społeczeństwa, która nie była aktywna w polityce i przestała już wierzyć w państwo.
Kilka czynników wpłynęło na tak duży sukces PiS. Mówię „duży sukces”, ale pamiętajmy, że ciągle opozycja zbiera więcej głosów. Jesteśmy w sytuacji podziału, w którym w górę idzie PiS, ale także inne ugrupowania, jak lewica czy PSL. Na wynik PiS przełożyły się przede wszystkim strategia i kierunek polityki gospodarczej. Poza tym PiS głosi – w przeciwieństwie do opozycji – potrzebę wzmocnienia państwa. Państwo ma być silne, bo to od niego ludzie oczekują pomocy – a nie od biznesu czy banków. Po raz pierwszy położono akcent na uwzględnienie interesów ludzi z małych miasteczek i wsi, zmarginalizowanych, najmniej zarabiających. Dalej można by wymieniać politykę bezpieczeństwa z udziałem Amerykanów, co jest mniej lub bardziej wiarygodne, ale realizowane. Ostatni czynnik to wzrost gospodarczy przy zmniejszeniu deficytu budżetu oraz zmniejszeniu wyzysku prostych ludzi przez duże korporacje wywożące z Polski dywidendy. To przyciągnięcie zainteresowania wyborców przez uwzględnienie ich interesów. Polityka jest sprawą interesów – a nie wartości. Istotne staje się, by „człowiek był syty”.
Czy z pakietem socjalnym, jaki realizuje PiS, jego wynik nie powinien być więc znacznie wyższy?
Sukces PiS jest względny w porównaniu z 2015 r.; jest ograniczony deprecjonowaniem przez opozycję w jej silnych mediach wszystkiego, co robi PiS. Jest to także sukces nietrwały. Ludzie popierając PiS liczą na kontynuację i realizację złożonych obietnic. Wiemy, że za rok może nastąpić spowolnienie ekonomiczne i wszystko może się odwrócić. Jedni nie dopuszczą do sukcesu drugich, a w rezultacie do sukcesu Polski.
Lewica z wynikiem 12,56 proc. głosów świętuje powrót do parlamentu. Czym jest on spowodowany?
Lewica uzyskała tyle samo głosów, ile w 2015 r., przy czym wtedy popełniła błędy, tworząc koalicję z partią Razem. Nie polityka, ale właśnie błędy lewicy wyprowadziły ją z sejmu, ale ona wciąż w Polsce istniała. Dzisiaj mamy do czynienia nie ze zmianą, ale z zachowaniem status quo lewicy. Jej wpływy są takie same, tyle że teraz zrozumiała ona swoje błędy i poszła do wyborów zjednoczona w postaci listy, a nie koalicji. Idąc razem w tych wyborach do sejmu z partią Roberta Biedronia zyskała za jej sprawą co najwyżej 1 proc.
Powrót lewicy to tylko poprawa błędów, a nie wzlot. Przewiduję, że popełni ona nowe błędy, ponieważ jest wewnętrznie zróżnicowana. Tak jak partia Razem znienawidziła SLD, tak teraz SLD z rezerwą patrzy na środowiska LGBT. Na razie akceptująco, ale nie wiemy, jak będzie w przyszłości. Czy będzie w stanie uniknąć błędów technicznych i przezwyciężyć ideologiczne podziały programowe? To egzamin stojący przez lewicą.
A kto zapracował na dobry – 8,55 proc. – wynik PSL?
Kukiz ‘15 wyraźnie pomógł PSL, ale pamiętajmy, że niepowodzenie ludowców polegało na tym, że ich wyborców przejmowało PiS. W wyborach do Parlamentu Europejskiego PSL wchodziło w układ ze środowiskiem liberalnym i popierającym LGBT, a przecież wyborcy PSL to katolicy-konserwatyści. W wyborach do sejmu i senatu, kiedy PSL odstąpiło od liberalnych i neoliberalnych środowisk wspierających LGBT, a połączyło siły z Kukiz ‘15, stworzyło nadzieję dla wyborców, którzy nie czuli się najlepiej w elektoracie PiS.
Co może oznaczać brak większości PiS w senacie?
PiS w senacie brakuje kilku głosów, ale sądzę, że da sobie radę w tej sytuacji. Jest tam grupa senatorów niezależnych, niezwiązanych z żadnym ugrupowaniem; PiS jest w stanie ich pozyskiwać. Sytuacja w senacie jest niekorzystna z innego powodu. Większość opozycyjna z tzw. totalnej opozycji będzie próbowała przenieść punkt ciężkości skandalizującej walki politycznej z sejmu do senatu. Kontrowersyjne wypowiedzi, zachowania, które miały miejsce w sejmie, teraz zaistnieją głównie w senacie.
Coś Pana zaniepokoiło w tych wyborach?
Przede wszystkim podziały w polskim społeczeństwie. Różnice przekształciły się w emocje, które doprowadzają do nienawiści. Dialog, który jest istotą demokracji, jest w takiej atmosferze wykluczony. Naturalną konsekwencją dialogu jest kompromis, a jeśli tego w funkcjonowaniu państwa brakuje, to z czasem wykluczona zostaje też demokracja.