Nie trzeba patrzeć na wszystko, co się widzi.
Okładka wpływa na sprzedaż czasopisma. Jest to powszechnie stosowana zasada marketingu: „ocenią po okładce”. Eleganckie opakowanie często wynika z tych samych założeń. W realiach internetowych prowadzi do przyciągania uwagi za pomocą tytułów bądź miniaturek. Tutaj łatwiej popaść w przerost formy nad treścią: wyolbrzymiać znaczenie artykułu. Z tej racji w sieci „reguła okładki” może przybierać najbardziej zwodnicze formy. Zawiedziony czytelnik nie będzie żądać odszkodowania czy zwrotu czasu straconego na pechowe kliknięcie.
To zjawisko doczekało swoją nazwę: clickbait (ang. click – kliknięcie, bait – przynęta). Głównym celem clickbaitu jest generowanie zysków z reklam internetowych. Zwykle wyskakują one równolegle z kliknięciem w nagłówek. Nadużycia oczywiście niszczą rzetelności informacji. Prowadzą do tego, że coraz słabszy jest merytoryczny związek nagłówka z treścią, do której ten kieruje. To wersja „tabloidyzacji” danego portalu.
Clickbait charakteryzuje się sensacyjnym nagłówkiem i/lub miniaturką przyciągającą uwagę, co ma zachęcić do kliknięcia w tak oznaczony materiał. Żeruje zwykle na naturalnej ciekawości, dostarczając krótkie, chwytliwe hasło, które intryguje internautę. Hasło to jednak, choć ma silne zabarwienie emocjonalne, jest na ogół luźno powiązane z treścią samego artykułu, bywa nawet, że nie jest powiązane wcale.
Cechą charakterystyczną zjawiska clickbaitu jest konieczność kliknięcia w artykuł, aby przejść do właściwej treści. Najczęściej kończy się to zetknięciem z informacjami zapowiadającymi się ciekawiej lub prezentującymi inną niż przewidywana tematykę, co jest bardzo irytujące dla użytkownika. Irytację wzmacnia obecność reklam, ulokowanych często tak, że czytanie artykułu zostaje znacznie utrudnione. Z drugiej strony, tak właśnie rośnie świadomość internetowej społeczności, dzięki clickbaitom lepiej wyczulonej na analogiczny, choć mniej dosadny mechanizm poza internetem. Tym bardziej, że portale posługujące się metodą clickbaitu nie cieszą się dużą liczbą stałych odwiedzających i zbierają niepochlebne komentarze.
Tradycyjna ascetyka chrześcijańska zachęcała do umartwiania spojrzenia: nie trzeba patrzeć na wszystko, co się widzi. „Patrzeć” – to zwracać uwagę, „widzieć” – to tylko zjawisko optyczne w oku. Przy oglądaniu różnych stron internetowych „patrzeć” – to klikać i nabijać licznik nieuczciwym dostawcom, „widzieć’ – to panować nad własną uwagą i być w pełni wolnym.