Na ekranach kin studyjnych pojawił się niezwykły dokument „Historia jednej zbrodni”, zrealizowany przez doświadczonego reżysera telewizyjnego Mariusza Pilisa.
Autor przedstawia reporterskie śledztwo w sprawie, która w ostatnim czasie często pojawiała się w mediach. Chodzi o zapowiedzianą na wrzesień beatyfikację rodziny Ulmów ze wsi Markowa na Podkarpaciu. 24 marca 1944 r. Józef i Wiktoria Ulmowie i siedmioro ich dzieci zostali zamordowani wraz z ukrywanymi przez nich Żydami przez niemieckich żandarmów. Sprawa ta została przypomniana i nagłośniona przez media w kontekście ataków na Polskę, oskarżaną przez wpływowe organizacje międzynarodowe i krajowe o współudział w Holokauście. Niedawno w Markowej zostało uroczyście otwarte Muzeum Ulmów.
Reżyser reportażu starał się wyjaśnić pozostałe jeszcze białe plamy w tej tragicznej sprawie męczeństwa polskiej rodziny. Przede wszystkim niejasne były powojenne losy dowódcy zbrodniczego patrolu żandarmerii, porucznika Eilerta Diekena, który po zakończeniu wojny zniknął w Niemczech. Twórca filmu odnalazł jednak jego ślad. Okazało się, że Dieken po wojnie uniknął kary, został uniewinniony przez komisję denazyfikacyjną i jakby nigdy nic rozpoczął służbę w policji w niewielkim miasteczku jako wzorowy obywatel. Ekipa filmowa udała się do Niemiec i dotarła do żyjącej jeszcze córki żandarma i burmistrza miasteczka. Okazało się, że córka Diekena, mieszkająca w domu spokojnej starości sympatyczna kobieta, miała jedynie pozytywne wspomnienia związane z ojcem i nic nie wiedziała o jego zbrodniczej służbie. Natomiast młody burmistrz nie przypomniał sobie dawno zmarłego policjanta, cieszącego się w miasteczku, jak wspominają starsi mieszkańcy, dobrą opinią. A więc niemieckie zbrodnie wojenne zostały tu zapomniane. Po przejrzeniu przedstawionych przez polską ekipę dokumentów burmistrz postanowił jednak umieścić w mieście tablicę przypominającą zbrodnicze czyny Diekena. Ciekawe, dlaczego autor filmu nie domknął wątku córki policjanta. Nie wiemy, jak zareagowała wierząca w dobroć ojca kobieta na dostarczone jej dokumenty… Widać więc, że twórcy bardzo się spieszyli z ukończeniem filmu, a firma dystrybucyjna nie miała wiele czasu na przygotowanie promocji i reklamy.
Warto jeszcze wspomnieć o niedomkniętym równoległym wątku, dotyczącym powojennych losów generała SS Heinza Reinefartha, odpowiedzialnego za zbrodnicze tłumienie powstania warszawskiego. W okresie powojennym zbrodniarz wiódł w Republice Federalnej spokojne życie, został nawet burmistrzem miasteczka na wyspie Sylt. Realizatorzy filmu pokazują umieszczoną w mieście tablicę z dostarczonymi z Warszawy informacjami o zbrodniach Reinefartha. Mariusz Pilis nie wspomniał jednak, że po raz pierwszy osoba generała SS została publicznie przypomniana w słynnej książce „Co u pana słychać?” Krzysztofa Kąkolewskiego, wydanej w 1975 r. Praca ta jest zbiorem wywiadów z dziesięcioma wybranymi niemieckimi zbrodniarzami wojennymi, w tym Reinefarthem. Później ukazało się jeszcze kilka wydań tej niezwykłej książki, zaliczanej dziś do klasyki polskiego reportażu. Mimo tych uwag „Historia jednej zbrodni” wydaje się ciekawym i cennym dokumentem. Emisja filmu w TVP podobno ma odbyć się we wrześniu, przed beatyfikacją rodziny Ulmów.