Film „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć”, który trafił do polskich kin, przypomina tragiczną historię szaleństw francuskiej rewolucji i ludzi pragnących się przed nimi obronić.
fot. Wikipedia/domena publicznaPierwsze zmiany, jakie przyniosła rewolucja w 1789 r., Wandejczycy przyjęli z entuzjazmem. Zniesiono powinności feudalne na wsi, ustanowiono Deklarację praw człowieka i obywatela, ujednolicono podatki i wprowadzono nowy sposób wyboru administracji. To wszystko zdawało się odpowiadać potrzebom mieszkańców Wandei, głównie chłopów. Bardzo szybko przyszło jednak rozczarowanie. Na skraju wojny Wandea stanęła, kiedy Zgromadzenie Narodowe zdecydowało, że każdy duchowny we Francji ma przysięgać na tzw. nową konstytucję kleru. Konstytucja ta zakładała m.in. wybór biskupów przez obywateli zamieszkujących diecezję, bez konieczności zatwierdzania przez papieża. Kościół nie mógł się na to zgodzić. W Wandei tylko 207 na 768 księży złożyło wymaganą przysięgę. W wielu parafiach zaprzysiężonych księży traktowało się jak intruzów. Wierni garnęli się do księży wiernych papieżowi, który zakazał składania przysięgi. Ci jednak byli wyjęci spod prawa i musieli działać w ukryciu: „Na wsi ukrywają się w głębi lasu, w polu żyta, w głębokim jarze (…). Często nawet kryją się w mrocznych jaskiniach albo wręcz kamieniołomach i porzuconych kopalniach”. Msze były odprawiane np. w piwnicach zamku, do których wierni dostawali się przez starą studnię.
Kiedy w styczniu 1793 r. król Ludwik XVI został ścięty, w Wandei już wrzało. Czynnikiem, który zadecydował o masowym powstaniu, był jednak ogłoszony w marcu przez władze rewolucyjne pobór do wojska. Zamieszki wybuchły niemal jednocześnie w kilku miejscach. Powstanie było oddolne, typowo chłopskie, szybko jednak udało się zorganizować sprawne wojsko – Armię Katolicką i Królewską.
ZA BOGA I KRÓLA
Młoda republika francuska walczyła wówczas z połową Europy, dlatego powstanie w Wandei, położonej nad Atlantykiem, daleko od frontu, mogło w pierwszych miesiącach odnosić sukcesy. Armię tworzyli chłopi, którzy po bitwie nieraz rozpraszali się do prac polowych. „Widziało się juczne siodła (…), chodaki zamiast butów jeździeckich. Tak kawalerzyści, jak i piechurzy nosili najrozmaitsze ubrania (…)”. Generał republikański Louis Marie Turreau, który potem skąpał Wandeę we krwi, mówił o tej chłopskiej armii z szacunkiem: „Niezłomne przywiązanie do swego stronnictwa, bezgraniczne zaufanie do dowódców, taka wierność danemu słowu, że może zastąpić dyscyplinę, nieujarzmiona odwaga (…); to wszystko czyni z Wandejczyków strasznego przeciwnika (…)”.
Powstańcy nosili na piersiach wyobrażenie Najświętszego Serca Jezusa z napisem „Bóg i król”, a dowódcom, z powodu głębokiej religijności, nadawano przydomki takie jak „Święty z Anjou” i „Generał Opatrzności”. Jeden z nich powstrzymał od zemsty na republikanach swoich żołnierzy, każąc im odmówić Ojcze nasz. W odpowiednim momencie przerwał, mówiąc: „Jak możecie prosić o przebaczenie, jeśli sami nie umiecie przebaczyć swym wrogom?”.
Nie zawsze jednak udawało się powstrzymać powstańców przed odwetem. Ponad połowa księży współpracujących z republikańską władzą została zabita. Zdarzały się również masakry mieszkańców zdobytych miejscowości. Nie da się tego porównać z okrucieństwem republikanów.
Do czerwca Wandejczycy odnosili oszałamiające sukcesy, ale lato było już czasem odzyskiwania terenu przez armię republikańską. Klęska nadeszła w grudniu 1793 r. pod Savaney. Nazajutrz po niej generał Turreau napisał do paryskiego rządu: „Proszę o wyraźne zezwolenie lub dekret upoważniający do palenia wszystkich miast, wiosek i osad w Wandei”. Później pisał do swoich oficerów: „Wszyscy bandyci (…) mają pójść pod bagnety. W ten sam sposób traktujcie kobiety, dziewczęta i dzieci (…)”. W nagłówku dokumentu wpisał dewizę „Wolność, Braterstwo, Równość albo Śmierć”.
LUDOBÓJSTWO
Od tej chwili rozpoczęła się systematyczna eksterminacja Wandejczyków. Do regionu wkroczyły republikańskie wojska, „piekielne kolumny”. Obowiązywały je wytyczne z Paryża, wyrażone między innymi w ten sposób: „zgładzić wszystko w tej bandyckiej rasie”. Opisy tego, co działo się przez kolejne miesiące, można znaleźć w książce Reynalda Sechera „Ludobójstwo francusko-francuskie”. Najsłynniejszym sposobem przeprowadzania masowych mordów było topienie starych statków pełnych związanych Wandejczyków. Wielu z zamordowanych dało przed śmiercią świadectwo wiary – 99 z nich zostało beatyfikowanych przez Jana Pawła II w 1984 r. Palono całe wsie, budynki mieszkalne i gospodarcze, lasy i pola. Dowódcy republikańscy chwalili się w raportach wyczynami tak ohydnymi, że nie sposób ich tu zacytować. Dość powiedzieć, że wśród tych, którzy przeżyli, szerzyły się na niespotykaną skalę choroby psychiczne – skutek doświadczonego terroru. Emmanuel de Las Cases, znany pamiętnikarz, pisał później: „To, co silnie uderzyło mnie w Wandei i okolicach, to wielka liczba szaleńców, być może dziesięciokrotnie większa niż w innych stronach”.
Terror trwał – z krótkimi przerwami i w różnym nasileniu – aż do 1799 r., a wraz z nim tliło się jeszcze powstanie. Dopiero dojście do władzy Napoleona doprowadziło do trwalszego przywrócenia wolności dla katolików we Francji. Powstańcy zostali objęci amnestią, prześladowani księża mogli wrócić do parafii – często zupełnie opustoszałych. Wandejczycy mogli świętować zwycięstwo. Jaka była cena? Szacowana liczba ofiar wojny po stronie wandejskiej to od 120 tys. do ponad 300 tys. osób, a więc od 15 do około 40 proc. całej tamtejszej ludności. Wojska republikańskie zniszczyły około 20 proc. zasobów mieszkaniowych w okolicy. Jak pisano: „Niewielu obywateli pozostało w tych pięknych i żyznych okolicach; jedna z piękniejszych krain Republiki jest prawie całkowicie opuszczona, nieuprawiana, ukazując oczom podróżnika, który przemierza ją w trwodze – tylko trupy i zgliszcza”.