Na Warszawskim Festiwalu Filmowym zaprezentowano, jak co roku, kilkadziesiąt fabularnych, dokumentalnych i krótkometrażowych utworów z całego świata.
Był to przegląd najbardziej charakterystycznych tendencji w kinie światowym, od Chile po Japonię. Widzowie musieli wręcz opracować sobie specjalną mapkę uczestnictwa w interesujących wydarzeniach.
Rewelacją festiwalu okazały się filmy chińskie, zwłaszcza nagrodzone Grand Prix w Konkursie Głównym „Zabić arbuza” Zehao Gao i wyróżniona w konkursie „Wolny Duch” – „Droga 318” Yunxing Nie. „Zabić arbuza” okazał się wyrafinowanym od strony inscenizacyjnej utworem, w którym autor połączył warstwę realistyczną z symboliczną i poetycką. Dobroduszny i uczciwy bohater filmu prowadzi przydrożny kiosk z arbuzami. Odwiedzają go przejezdni nabywcy, żona i sołtys niedalekiej wioski. Z każdym prowadzi ciekawe rozmowy o życiu, ale nagle zostaje wplątany w aferę pościgową za poszukiwanym zabójcą. Czuje się zmanipulowany przez miejscowych notabli, co prowadzi go do buntu.
„Drogę 318” można zaś potraktować jako chiński odpowiednik filmu drogi. Nie jest to jednak imitacja kina amerykańskiego. Dwie młode kobiety spotykają się na wielkiej drodze do Tybetu. Autor ciekawie ukazuje ich wzajemne relacje oraz spotkania z ludźmi. Uderza w tym filmie aura specyficznej duchowości, wynikająca z miejscowej tradycji i religii. Bohaterki filmu w pewnym sensie spowiadają się ze swojej przeszłości, np. jedna z nich z aborcji.
Porażką natomiast okazał się zestaw zaprezentowanych polskich filmów fabularnych. Nagrodę Jury Ekumenicznego otrzymało „Między słowami” Urszuli Antoniak, interesujący od strony formalnej utwór o przeżyciach młodego polskiego prawnika, który pracuje w niemieckiej firmie w Berlinie. Po nieoczekiwanej wizycie ojca bohater musi uznać fakt, że w Berlinie nigdy nie zostanie zaakceptowany jako Niemiec. O tym filmie napiszę przy okazji premiery ekranowej. Pozostałe fabularne filmy polskie nie zyskały uznania jury.
Za co najmniej nieporozumienie można uznać pokazany na otwarcie festiwalu film Andrzeja Jakimowskiego „Pewnego razu w listopadzie…”. Wyrzucona z mieszkania bezdomna nauczycielka pod opieką syna plącze się po noclegowniach i w dniu 11 listopada jest świadkiem zamieszek sprowokowanych przez grupy „faszystowskich nacjonalistów”. Polska została tu ukazana jako upiorny kraj, gdzie uczciwi ludzie egzystują w norach i spelunach, a panoszy się nacjonalizm. Film wchodzi na ekrany 3 listopada jako demonstracyjny „prezent” przed obchodami Narodowego Święta Niepodległości.
33. Warszawski Festiwal Filmowy, 13-22 października, Multikino Złote Tarasy, Kinoteka