Kolekcja Czartoryskich to nie tylko Leonardo i Rembrandt. To także akt hołdu pruskiego czy kronika Jana Długosza, które definiują naszą historię i tożsamość.
Kiedy 29 grudnia 2016 r. na Zamku Królewskim w Warszawie prof. Piotr Gliński, wicepremier i minister kultury i dziedzictwa narodowego, działając w imieniu Skarbu Państwa, podpisał z księciem Adamem Karolem Czartoryskim i Fundacją Książąt Czartoryskich umowę zakupu zbiorów Książąt Czartoryskich i związanych z nimi nieruchomości, pojawiły się dziesiątki komentarzy, często oderwanych od podstawowych informacji. Tu trzeba zaznaczyć, że umowa dotyczy także roszczeń wobec tych ruchomych dóbr kultury wchodzących w skład kolekcji, które zostały utracone podczas II wojny światowej. Należy do nich na przykład obraz najwyższej klasy artystycznej – renesansowy „Portret młodzieńca” pędzla Rafaela, jedno z najbardziej rozpoznawalnych dzieł zaginionych.
Co mamy?
Poprzez zakup Kolekcji Czartoryskich polskie zbiory narodowe zostały wzbogacone o tysiące dzieł sztuki światowej klasy. To nie pomyłka – tysiące, choć wszyscy mówią i piszą głównie o „Damie z gronostajem” Leonarda da Vinci i „Krajobrazie z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta, no może jeszcze „Polonii – Rok 1863” Jana Matejki. A przecież kolekcja liczy łącznie 86 tys. obiektów muzealnych! Jest to też 250 tys. obiektów bibliotecznych: książek, starodruków i rękopisów. Do najcenniejszych dzieł graficznych w tych zbiorach należą: „Fortuna” (1502) Albrechta Dürera, „Zdjęcie z krzyża” (1465) Andrei Mantegny i „Krajobraz z trzema drzewami” (1643) Rembrandta van Rijna oraz rysunek „Krajobraz z wyspą skalistą” (1560) Pietera Brueghela Starszego.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym
Idziemy nr 6 (592), 5 lutego 2017 r.
Artykuł w całości ukaże się na stronie po 15 lutego 2017 r.