Kiedy trzeba, bezkompromisowy, był człowiekiem dialogu. Prymas Tysiąclecia rozmawiał z każdym: Bierutem, Gomułką, Gierkiem, ponieważ uważał, że Polacy we wszystkich sprawach winni dogadywać się we własnym domu.
Był Prymasem Tysiąclecia, bo wprowadził Polskę i Kościół w nowe tysiąclecie chrześcijaństwa, ale Jan Paweł II dodawał jeszcze: takiego prymasa Pan Bóg daje raz na tysiąc lat. Do tej pory nie ma w Polsce muzeum Prymasa Tysiąclecia z prawdziwego zdarzenia. Takiego, które by pokazywało w całości jego życie i dzieło, wciąż aktualne. A czas mija i z nim mija pamięć. Dlatego w Warszawie przy Świątyni Opatrzności Bożej powstaje Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego – bardzo nam potrzebne.
Napis na szarfie jednego z wieńców na pogrzebie kard. Stefana Wyszyńskiego: „Niekoronowanemu Królowi Polski” – mówił wszystko. Taką postacią dla Polaków był on w chwili śmierci, ale i wcześniej. Bo i tradycją polską było, że w okresie bezkrólewia prymasi byli interreksami. A takim bezkrólewiem dla większości Polaków był okres po II wojnie światowej. W 1947 roku, w wyborach, które nie były demokratyczne i wolne, nie wybrali komunistycznej władzy. Mieli jednak swojego prymasa, który stał się ich głosem, występował w ich imieniu w rozmowach z władzami i o nich się upominał. Stąd uznali w nim interreksa. I chociaż był przeciwnym monarchii demokratą, gdy zdał sobie sprawę, że musi stanąć nie tylko na czele Kościoła, ale i społeczeństwa, którego głosem mówił – pogodził się z tym określeniem.
Ogromny autorytet, jaki miał w społeczeństwie, prymas Wyszyński zdobył sobie w okresie trzyletniego internowania. Żaden inny z prymasów Europy Środkowo-Wschodniej, więziony przez komunistów, nie wrócił na swoje stanowisko. Prymas Wyszyński wrócił jako zwycięzca. I dał Polakom program Wielkiej Nowenny i Milenium Chrztu Polski. W rzeczywistości to był program ewangelizacji, z silnym akcentem społecznym, prowadzony środkami i formami adekwatnymi do ówczesnych czasów. Od czasu chrztu Polski, przez całe tysiąclecie, nie było tak wielkiego duszpasterskiego programu duchowej i moralnej odnowy Polaków. I do dziś nie ma.
Prymas Wyszyński wiedział, że aby przeprowadzić wielkie dzieło, trzeba się do niego duchowo przygotować, złożyć Bogu ofiarę – wykonać złożone śluby narodu. Zaproponował więc Polakom wielkie narodowe rekolekcje, by wzmocnić poczucie wolności wewnętrznej, której efektem, prędzej czy później, miała być wolność zewnętrzna. Prymas już w latach 50. ubiegłego wieku mówił, że los komunizmu rozstrzygnie się w Polsce; że jak się Polska „uchrześcijani”, stanie się wielką silą moralną, i komunizm sam przez siebie upadnie. Mówił, że los komunizmu rozstrzygnie się nie w Rosji, ale w Polsce.
Trzeba być naprawdę wizjonerem, by mówić to, żyjąc w głębokim komunizmie. Rok 1966 był apogeum jego „królowania” nad polskimi sercami. Prymas, zamykając ten rok, pisał w Pro memoria, że swoje dzieło życiowe uważa za zakończone. My dziś wiemy, że tamto pokolenie – które doświadczyło Milenium Chrztu Polski – współtworzyło ruch „Solidarność” w 1980 r. To wszystko chcemy pokazać w muzeum.
Jakim prymasem kard. Wyszyński byłby dziś? W czasach wojny ideologicznej, ogromnych napięć społecznych i konfliktów, w których żył, był człowiekiem dialogu – choć, oczywiście, nie za cenę prawdy, zdrady wartości. W 1956 roku wrócił z internowania także dlatego, że był Gomułce potrzebny, żeby uspokoić w Polsce napięcie społeczne. I godził się na tę przypisaną mu przez komunistów rolę, by nie dopuścić do rozlewu krwi, tak jak stało się na Węgrzech. Prymas, który nieustannie umacniał w Polakach wewnętrzną wolność, godność, upominał się o respektowanie praw człowieka, w momentach krytycznych zawsze wzywał do pokoju. Uważał, że Polska zbyt wiele straciła krwi w czasie ostatniej wojny, by pozwolić sobie na nowy upływ krwi, nie daj Boże zaś w walce braterskiej. Uważał, że nie zawsze lepszym rozwiązaniem jest iść na barykady. Dążył do wprowadzenia w życie społeczne wartości ewangelicznych: prawdy, sprawiedliwości, do wprowadzenia w kształt życia społecznego miłości – ale uważał, że jeśli nie można osiągnąć wszystkiego od razu, trzeba do tego dążyć małymi krokami, wymagając od siebie nawzajem odpowiedzialności za Polskę.
I jeszcze jedno: on sam, który szczególnie wiele wycierpiał od komunistów, od Gomułki zwłaszcza – wybaczał z serca i modlił się za nieprzyjaciół codziennie. Może tego przede wszystkim moglibyśmy się od niego uczyć?
***
W przypadającą 28 maja 36. rocznicę śmierci Prymasa Tysiąclecia refleksji dr Ewy K. Czaczkowskiej, kierownik Działu Nauki i Informacji Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, wysłuchał Radek Molenda