Ludzie kierowani nienawiścią nie potrafią zrozumieć, że powodem krytyki może być miłość. - mówi kard. Zenon Grocholewski, były prefekt Kongregacji Edukacji Katolickiej, w rozmowie z ks. Henrykiem Zielińskim
Jak Ksiądz Kardynał interpretuje to, że Ojciec Święty swoim delegatem na rocznicę wyzwolenia Auschwitz mianował właśnie Księdza Kardynała?
Sądzę, że powód jest bardzo prosty. Stolica Święta zdaje sobie sprawę z tego, że my Polacy jesteśmy tymi, których najbardziej zabolało zło wypływające z ideologii pozbawionej Boga i przesiąkniętej nienawiścią, które zostało uskutecznione w Auschwitz. A więc będziemy to szczególnie głęboko przeżywali.
Czym jest dla Stolicy Apostolskiej pamięć o ofiarach i rzeczywistych sprawcach mordów dokonywanych podczas II wojny światowej?
Jest rzeczywistością, która zmusza do bardzo solidnej refleksji i wyciągnięcia z niej wniosków na przyszłość. Refleksja ta koncentruje się na dwóch elementach. Po pierwsze, to zaduma nad tym, że człowiek może do tego stopnia się odczłowieczyć, by stać się zdolnym do tak potwornych czynów dokonywanych z premedytacją, z zimną krwią. Trzeba przy tym pamiętać, że chodzi o ogromną liczbę sprawców, którzy dokonywali niewyobrażalnych okrucieństw wobec niczemu niewinnych osób, i że ten bandytyzm nie ograniczył się do Auschwitz, ale miał zasięg bardzo szeroki, światowy. A więc zaduma nad mysterium iniquitatis, wobec którego myślący człowiek nie może przejść obojętnie.
Drugim przedmiotem refleksji jest pytanie: co wpłynęło na przepełnienie serc tak potworną nienawiścią, czyniąc ludzi zdolnymi do tak ogromnej potworności? Tutaj łatwiej pokusić się o odpowiedź, w której istotną rolę niewątpliwie miało odrzucenie Boga i związane z tym wychowanie.
A jeśli chodzi o wspomniane przez Księdza Kardynała wyciąganie wniosków na przyszłość?
W świetle tego, co powiedziałem, trzeba zastanowić się przede wszystkim nad problemem wiary i wychowania, począwszy od fundamentalnego znaczenia rodziny. Należy uświadamiać ludziom, że są stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, który jest Miłością, są więc powołani do miłości. Trzeba przybliżyć ludzi do osobistego kontaktu z Bogiem. Wychowanie musi być oparte na solidnych wartościach. Oczywiście w takim ujęciu temat jest bardzo szeroki, lecz byłoby nieodpowiedzialnym zaniedbaniem lekceważenie tej problematyki. Jest i będzie zawsze źródłem zła, jeżeli człowiek uważa, że może czynić, co chce, że nie ma prawdy obiektywnej, do której winien się dostosować, że jest Bogiem sam dla siebie, że prawdą jest wymyślona w oparciu o jego pożądliwości ideologia.
Niedawno stanął Ksiądz Kardynał w obronie abp. Marka Jędraszewskiego po jego wypowiedzi o ekologizmie. Dlaczego?
Ściśle mówiąc, nie starałem się w moim liście, zawierającym życzenia noworoczne, stawać w obronie abp. Jędraszewskiego, bo wydaje mi się, że jego wypowiedzi bronią się wystarczająco same, jeśli analitycznie porównamy je z głosami ich krytyków. Ja więc niczego nie broniłem, lecz – biorąc pod uwagę wystąpienia księdza arcybiskupa – wyraziłem uznanie dla jego postawy, tzn. dla jego „umiłowania prawdy, Kościoła, Polski, dla poczucia odpowiedzialności za powierzoną misję, realizmu, odwagi w głoszeniu prawdy objawionej i zdrowego rozsądku”.
Ta wypowiedź abp. Jędraszewskiego została przez niektórych uznana za „mowę nienawiści”.
To kompletny absurd. Jest absurdem twierdzenie, że jeżeli się krytykuje czyjeś poglądy czy postawę, to znaczy, że się tę osobę nienawidzi. Potępiamy zło, nie człowieka. Jeżeli rodzice napominają dzieci i karcą je za niewłaściwe postępowanie, to nie znaczy, że ich nienawidzą, lecz przeciwnie – czynią to dlatego, że je kochają, chcą dla nich dobra. Kardynał Stefan Wyszyński, do którego beatyfikacji się przygotowujemy i który bardzo ostro krytykował władze komunistyczne, osadzony w więzieniu napisał o swoich więziennych „opiekunach”, wybaczając im: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. On krytykował, i to bezwzględnie, poczynania władz komunistycznych i ich demagogię, nie dlatego, że je nienawidził, ale dlatego, że kochał swój kraj i chciał, aby w nim zwyciężało dobro i prawda. On chciał, aby ludzie czyniący zło zrozumieli to i się nawrócili. Powodem naszej krytyki nie jest nienawiść, ale miłość. Co więcej, zgodnie z życzeniem Pana Jezusa (zob. Mt 5,43--44, Łk 6,27-28), my „miłujemy naszych nieprzyjaciół i modlimy się za tych, którzy was prześladują”. Niejednokrotnie odprawiłem za nich Mszę Świętą. My nie nienawidzimy. Zresztą w moim liście, o którym mowa, napisałem także, że modlę się za tych, którzy nas obrażają, oraz wyraziłem przekonanie, że nic nie potrafi przytłumić miłości [!] uskutecznianej przez księdza arcybiskupa w jego wypowiedziach. Ja je bowiem widzę w kategoriach miłości i odpowiedzialności, a nie nienawiści.