fot. A.Tomczyk | Katedra w Mccheta
STRACH SIĘ BAĆ
Za komuny służby reżimowe mordowały duchownych, którzy nie zgadzali się na współpracę. Pozostali doszli do wysokich szczebli w hierarchii gruzińskiej Cerkwi. Przeszłość agenturalna duchownych nie zostanie ujawniona z powodu ich wpływów oraz silnej pozycji społecznej. Nie będzie lustracji. Wyświęcanie i włączanie do stanu duchownego osób mających coś do ukrycia stawało się często sposobem na uniknięcie kary. Z tego względu gruzińskie klasztory traktowano jak kryjówki.
Katolików natomiast poddawano próbom zastraszania. Jeden z polskich zakonników pracujący w Gruzji wspomina sytuację zmarłego w 2016 r. ks. Jerzego Szymerowskiego, któremu dwóch gruzińskich duchownych prawosławnych dało do zrozumienia, że jeśli nie zaprzestanie działalności duszpasterskiej, to zginie. W odpowiedzi kapłan, który od 20 lat pracował na Kaukazie, odrzekł, że chętnie zostanie męczennikiem, na co tamci zasugerowali, że zginie „po cichu”. Ksiądz Szymerowski był solą w oku duchownych prawosławnych w Gruzji. Szacunek i autorytet wśród ludzi zawdzięczał bezkompromisowej postawie. Jeździł wysłużonym uazem do odległych wiosek górskich, gdzie odprawiał Msze Święte i prowadził zajęcia edukacyjne dla dzieci. Kiedy umierał na glejaka, potrafił porozumiewać się już tylko w języku gruzińskim. – Ostatnie „Ojcze nasz” też odmówił po gruzińsku – wspomina zakonnik.
Katolickie świątynie w Gruzji przekształcono na prawosławne katedry bądź miejsca modlitwy. W regionie Samcche-Dżawachetia przejęto trzy kościoły: jeden w górach oraz dwa w wioskach. Na początku lat 90. XX w. decyzją administracyjną odebrano katolikom w Gori kościół parafialny z XIX w. Został przekazany prawosławnym, którzy skuli zabytkowe freski przedstawiające Matkę Bożą i zastąpili własnymi ikonami.
W murach monastyru Samtawro w Mcchecie jeden z prawosławnych duchownych nie krył oburzenia na widok zakonnic ubranych w białe sari z błękitną obwódką, jakie nosiła Matka Teresa z Kalkuty. Siostry misjonarki miłości z Tbilisi, które jak co roku zorganizowały obóz letni dla dzieci z problemami wychowawczymi, doświadczyły na własnej skórze agresji z powodu przebywania z prawosławnymi dziećmi. „Co wy tutaj robicie? – wykrzykiwał duchowny. – Dlaczego gubicie nasze dzieci? Dlaczego tak niszczycie nasze dzieci?” – wspomina jego słowa jeden z obecnych na miejscu animatorów, młody kamilianin o. Lasza Manukjan. Niepohamowane emocje duchownego miały miejsce w monastyrze, w którym spoczywają pierwsi chrześcijańscy władcy Gruzji, a nieopodal mieszkała św. Nino, za sprawą której w IV w. dokonała się chrystianizacja państwa.
ANI GROSZA
Duchowni prawosławni w Gruzji nie podejmują tematu ekumenizmu. Mówiąc o bardzo trudnych tamtejszych relacjach katolików z prawosławnymi, należałoby raczej powiedzieć, że z gruzińskiej strony prawosławnej nie ma mowy o jakimkolwiek dialogu.
Pierwszego października ubiegłego roku minęła trzecia rocznica pielgrzymki papieża Franciszka do Gruzji. W 2016 r. odwiedził on m.in. kamiliańskie Centrum Leczniczo-Rehabilitacyjne w Tbilisi. Jednym z życzeń Ojca Świętego było, aby nie wydać na jego wizytę ani grosza. Tymczasem niektórzy z duchownych prawosławnych zamieszczali w internecie wpisy przedstawiające papieża jako wilka w owczej skórze, którego przyjazd ma na celu przeciągnięcie Gruzinów na katolicyzm. Samej wizycie towarzyszyła m.in. pokazowa rezygnacja ze spotkania z nim przez Eliasza II.
Ostatecznie najbardziej poszkodowani są sami katolicy. Kilka lat temu w miejscowości Iwlita, położonej pomiędzy Achalcyche a Arali, w południowej Gruzji, jeden z duchownych prawosławnych oznajmił, że dopóki w lokalnej wspólnocie katolickiej nie pojawi się kapłan, to on będzie odprawiał Msze Święte. Nie odprawiał. Nie miał po temu żadnych uprawnień. Dziś znajduje się tam cerkiew, katolicką zaś pozostałość stanowi niewielki kącik wypełniony wizerunkami świętych oraz papieża Franciszka.
Z katolickich – kamiliańskich – inicjatyw, takich jak poliklinika, centra rehabilitacyjne w Tbilisi i Achalcyche czy opieka domowa, korzystają głównie osoby niepełnosprawne, ubogie i chore wyznania prawosławnego. Ojciec Paweł Dyl powtarza, że powstanie w centrum oddziału dla dzieci wynikało z potrzeby rehabilitacji najmłodszego pokolenia Gruzinów. Brak dostępu do specjalistycznej pomocy skazywał je w dorosłym życiu na poruszanie się na wózku inwalidzkim. Na tym tle obecność katolickich duchownych w Gruzji jest związana z posługą ludziom szczególnie narażonym na społeczne wykluczenie. Oni nigdy nie pytają potrzebujących o wyznanie.