Prosimy Boga, aby wszyscy nasi rodacy dzisiaj zrozumieli, że nie można służyć jednocześnie dwóm panom.
Wydawałoby się, że nie ma bardziej oczywistej zasady niż właśnie ta: „Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Łk 9,13). Wydawałoby się, że w imię samego tylko zdrowego rozsądku nie można tej zasady zlekceważyć lub odrzucić. Tak właśnie wydawałoby się ludziom wewnętrznie prawym, dla których „tak” znaczy „tak”, a „nie” znaczy „nie”. (…)
Rozważamy te słowa Ewangelii w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Po 123 latach, od których trzeba odjąć zaledwie siedem, przypadających na dzieje Księstwa Warszawskiego, po sześciu pokoleniach Polaków skazanych na niewolę. Spójrzmy na to, co wydarzyło się 99 lat temu w nieco innej perspektywie – tego, co wydarzyło się 100 lat temu, w listopadzie 1917 r. Nikt wtedy nie mógł przewidzieć, że wystarczy jeszcze rok, a nastąpi podpisanie w wagonie kolejowym w lesie Compiègne układu rozejmowego pomiędzy ententą i Cesarstwem Niemieckim, co kończyło I wojnę światową. 11 listopada 1918 r. doszło do masowych rozbrojeń Niemców w Warszawie i przekazania Józefowi Piłsudskiego zwierzchnictwa nad polskim wojskiem. Pewne znaki na niebie i ziemi wskazywały, że tragedia I wojny światowej zaczyna dobiegać końca. Do tych znaków trzeba zaliczyć przede wszystkim to, co 13 lipca 1917 r. na krańcach Europy, w dalekiej Fatimie powiedziała Matka Najświętsza trójce dzieci: „Wojna zbliża się ku końcowi”.
Zaledwie cztery dni wcześniej, 7 listopada, a według kalendarza juliańskiego 24 października, wybuchła rewolucja bolszewicka. Doprowadziła ona ostatecznie do upadku Rosji, ale pojawiło się też nowe niebezpieczeństwo. Mówiła o nim Matka Boża 13 lipca 1917 r., że jeżeli w tym decydującym momencie Rosja się nie nawróci, to na Europę i świat rozleje się fala przemocy, na skutek czego wiele dzieci Kościoła będzie cierpiało okrutne prześladowania, a nawet męczeństwo.
Dla Polaków tamtego czasu nastał moment jednoznacznego wyboru, po której stronie będą służyć, kto dalej będzie ich panem: czy – jak przez minione dziesięciolecia – władcy zaborczych imperiów, czy będzie to służba już niepodległej Polsce. Swoiste albo-albo, przed którym stanęło tamto pokolenie. I to albo-albo odnosiło się do całego polskiego narodu, do ówczesnych polityków, żołnierzy będących w różnych armiach, niekiedy zmuszonych walczyć ze sobą, nauczycieli, urzędników, robotników, chłopów. Każdy z Polaków musiał wtedy wybrać, bo przecież nie można służyć dwóm panom jednocześnie.
Czterech wielkich
W 1917 r. zaznaczyły się postaci, które dla polskiego społeczeństwa były ważnym punktem odniesienia. Oni stali się przywódcami tych, którzy opowiedzieli się za niepodległą Polską. Oni inspirowali i pociągali za sobą wielu. Najpierw książę Zdzisław Lubomirski. Już 3 sierpnia 1914 r. wszedł w skład Centralnego Komitetu Obywatelskiego Warszawy, przejmując z rąk rosyjskich zarząd nad miastem. Gdy Warszawa znalazła się w rękach niemieckich, robił wszystko, aby, wykorzystując słabość jednego i drugiego zaborcy, służyć przede wszystkim Polsce i przygotowywać już w czasie wojny kadry pod przyszłą polską administrację państwową. Doszło to do głosu zwłaszcza 27 października 1917 r., kiedy powstawała Rada Regencyjna Królestwa Polskiego, w której obok księcia Lubomirskiego zasiedli kard. Aleksander Kakowski i hrabia Józef Ostrowski. Kto z nich, angażując się już w tworzenie struktur Polski niepodległej, sądził, że wystarczy zaledwie tylko rok, by 10 listopada 1918 r. książę Lubomirski mógł witać w Warszawie Józefa Piłsudskiego? (…).
Druga wielka postać tej niezwykłej panoramy 1917 r. Józef Piłsudski i wywołany przez niego latem 1917 r. kryzys przysięgowy. Chciano, aby wojsku polskiemu, któremu on wtedy przewodził, wchodzącemu w skład armii austriackiej narzucić przysięgę, która mówiła m.in., że „ojczyźnie mojej, polskiemu królestwu i memu przyszłemu królowi na lądzie, wodzie i na każdym miejscu wiernie i uczciwie służyć będę, że w wojnie obecnej dotrzymam wiernie braterstwa broni wojskom Niemiec i Austro-Węgier oraz państw z nimi sprzymierzonych”. Ta rota przysięgi dla Piłsudskiego i jego legionistów znaczyła zgodę na to, „aby dwom panom służyć”. On się na to zgodzić nie mógł i stąd doszło do kryzysu: żołnierze zostali internowani w obozie w Szczypiornie, a oficerowie w Beniaminowie. Sam Piłsudski został aresztowany z nocy 21 na 22 lipca 1917 r. i osadzony w twierdzy w Magdeburgu. Wiemy, że dla niego był to trudny czas, (...) wyczekiwał wtedy na cud Bożej Opatrzności.
Trzecia postać – Roman Dmowski w tym samym 1917 r. – 15 sierpnia, w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, zakłada w Lozannie Komitet Narodowy Polski, który jest przedstawicielstwem sprawy polskiej wobec państw ententy, traktowany jako zalążek przyszłego rządu niepodległej Polski. I wielki wysiłek dyplomatyczny, który on tam podejmuje, upominając się o Polskę i jej głos pośród innych wolnych narodów ówczesnego świata.
Czwarta postać – Ignacy Jan Paderewski. Światowej sławy pianista, który wykorzystuje sławę, by służyć sprawie polskiej. Koncerty, które wtedy urządzał na obszarze całych Stanów Zjednoczonych, bardzo popularne i cieszące się ogromnym zainteresowaniem Amerykanów, zaczyna przemową o Polsce i jej prawie do niepodległości. Potem koncerty wykorzystuje także, by nawoływać Polaków żyjących na terenie Stanów Zjednoczonychi, by udawali się do Francji i tam wstępowali do zakładanej przez Józefa Hallera Błękitnej Armii, która miała przybyć z Zachodu i wyzwolić Polskę. Na jego apel odpowiadało bardzo wielu naszych rodaków. Jeszcze 26 grudnia 1917 r. do Bordeaux przybywa statek, na którego pokładzie znajduje się 1200 ochotników. To dzięki niemu, Paderewskiemu, w orędziu, które dwa miesiące po listopadzie 1917 r. prezydent Wilson wygłosił wobec Kongresu Stanów Zjednoczonych, znalazł się punkt 13. poświęcony tylko Polsce, która ma być państwem suwerennym, co miały gwarantować traktaty narodowe – państwem, które miało mieć też dostęp do morza.