Każdy musi się dziś mieć na baczności, bo nie wiadomo, w którym momencie jego prywatne rozmowy zostaną wzięte na podsłuch i podane do wiadomości publicznej: czy to przez służby specjalne, czy przez kryminalistów, czy przez ulepszaczy naszego świata. Jedni nazywają to transparentnością, inni – niedozwoloną ingerencją w prywatną sferę drugiego. Chyba nie ma co się spodziewać końca tego procesu, chociażby szefowie rządów nie wiem ile i jak szczerze obiecywali, że w przyszłości takie rzeczy nie będą się powtarzać. Chyba tylko naiwni wierzą jeszcze, że po takich oświadczeniach pracownicy służb specjalnych udadzą się na urlop, a urządzenia podsłuchowe zostaną natychmiast wyłączone.
Kilka tygodni po tym, jak prezydent Barack Obama oświadczył, że pragnie ograniczyć takie działania służb wywiadowczych, „Washington Post” poinformował, że amerykańskie służby NSA (National Security Agency – Agencja Bezpieczeństwa Krajowego) są w posiadaniu banku danych, który dysponuje ogromną liczbą nagrań rozmów telefonicznych i innych danych teleinformatycznych z różnych krajów świata. Czy to może dziwić? Ten bank danych nosi nazwę: „Mystic”, czyli mistyka. To raczej przywołuje na myśl skojarzenia związane z oczyszczeniem ducha osoby wierzącej, z jej wewnętrznym oświeceniem i w końcu jej pojednaniem z Bogiem. Chociaż może jednak nazwa wcale nie jest taka nietrafiona. W końcu era cyfrowa zmusza nas poniekąd do oczyszczenia, do prowadzenia świętego stylu życia. Bo tylko ten, kto będzie powstrzymywał się od zniesławiania i oczerniania innych, od romansów i afer kryminalnych przez telefon lub internet, może być pewien, że nie padnie ofiarą „Mistyki” czy innych temu podobnych programów NSA.
Okazuje się więc, że chrześcijańskie dążenie do świętości jest najlepszym programem bezpieczeństwa, jaki istnieje. Jest to powód do radości, ale nie do entuzjazmu. Bo jeśliby nawet wszyscy ludzie poprawili się w kwestii moralności ze strachu przed inwigilacją, to byłby to proces poprawiania się ze strachu, a nie z wolnej woli. Ludzie postępowaliby według „hipotetycznego imperatywu” (Kant), co oznacza, że ich dążenie do poprawy wynikałoby tylko ze ściśle określonego celu – nie dać się złapać na podsłuchu – a nie z moralnego przekonania o słuszności takiego postępowania. Jednakże niektórzy „wizjonerzy”, jak na przykład amerykański pisarz i inżynier Google’a Raymond Kurzweil, widzą właśnie w digitalizacji życia potencjał poprawy człowieka w kwestiach moralnych. Niestety nie dostrzegają oni – albo nie chcą dostrzegać – jednego ważnego wymiaru, jakim jest miłosierdzie.
Nauczyciele prawdziwego życia duchowego uczą, że każdy może popełnić błąd, a potem się z niego poprawić. Hakerzy i służby specjalne takiego miłosierdzia nie znają. Wyszukują oni celowo błąd człowieka, aby go poprzez ten błąd zniszczyć. To już nie ma nic wspólnego z mistyką. Występuje u nich jedynie chęć budowania własnej władzy kosztem innych ludzi. To, czego pragną, to – podobnie jak w zamierzeniach NSA – posiąść człowieka jako czysty zbiór danych. Bez prawdziwej mistyki, bez prawdziwej tajemnicy.
Stefan Meetschen |