Nie możemy być zaskoczeni, podejrzewaliśmy to od dawna. Nieprzypadkowo konserwatyści dostają na polu kultury jedynie symboliczne wsparcie od PO (na szczeblu rządowym i samorządowym), a do lewicy płynie szeroka rzeka pieniędzy. Nieprzypadkowo także – w sytuacjach, gdy wybór między cywilizacją chrześcijańską a cywilizacją śmierci jest jednoznaczny i nie da się rozmyć – Platforma wybiera to drugie; klasycznym przykładem było odwołanie z funkcji dyrektora Szpitala św. Rodziny w Warszawie prof. Bogdana Chazana za odmowę zabicia dziecka. I zaraz po jego odwołaniu zaczęto zabijać. Żeby nie było wątpliwości, jaki jest kurs.
Owo „cwaniactwo”, którym tak się chwali Bartłomiej Sienkiewicz, Platforma zaprezentowała już u swego zarania. Kto dziś pamięta, że w 2006 roku posłowie tej partii masowo uczestniczyli w pielgrzymce do Łagiewnik? Przyjmował ich wówczas kard. Stanisław Dziwisz. Ale to dawne czasy. Obecnie metropolita krakowski przemawia do słuchaczy Radia Maryja, deklarując: „Nie ma Kościoła łagiewnickiego i toruńskiego. Jeden jest Kościół Chrystusowy”. To ważne słowa. I warto dodać: Kościoła łagiewnickiego nie ma także dlatego, że jego założyciele skręcili w lewo i już nie chcą być fotografowani w świątyniach. Ja osobiście nie mam wątpliwości, że od pierwszych chwil przytulanie się PO do Kościoła miało charakter zwykłego oportunizmu, a nie głębszego przywiązania. Kościół, rzecz jasna, tego cynizmu widzieć nie musiał; a nawet gdyby widział, nie mógł posłom PO zabronić pielgrzymowania, bo jego natura i powołanie są radykalnie inne.
„Cwaniactwo” rządzi i na innych polach. Premierzy z PO fotografują się na tle zakładów przemysłowych, ale stoczni bronić nie chcieli (Sławomir Nowak miał nawet powiedzieć ówczesnemu politykowi PO Krzysztofowi Zarembie: „Daj sobie spokój, bezrobotnych stoczniowców wchłonie rynek norweski i niemiecki, a my się pozbędziemy wrzodu na d…”). Podobnie z tradycją i polskością: rano uroczystości na Westerplatte, a po południu rugowanie nauczania historii z polskich szkół. I tak w każdej dziedzinie.
Powie ktoś: cwaniactwo to w polityce norma, wszystkie partie w jakiejś mierze mu hołdują. Problem jednak w tym, że PO rządzi już blisko osiem lat, dysponując władzą niemal absolutną. Do tego dochodzi strach establishmentu przed zmianą. Skutki są dramatyczne: zanikają podstawowe reguły państwa demokratycznego i państwa prawa. Media grają w rytm tam-tamów, byle głośniej, nie licząc się z prawdą, a analitycy ćwiczą się w dwójmyśleniu. Widzieliśmy to dokładnie po wyborach samorządowych. Wszyscy, ale to wszyscy ludzie mający pojęcie o polityce wiedzą, że wypaczono wolę wyborców, i to w stopniu poważnym. A jednak, z nielicznymi wyjątkami, sympatycy obozu władzy milczą. Uznają, że skoro skrzywdzono nielubianą partię opozycyjną, to nie ma problemu.
Polska historia znów zatoczyła koło. Bo przecież przełomu sierpniowego by nie było, gdyby nie przełom moralny. Dziś podobnie: zmiana polityczna – i każda inna – wydaje się możliwa wyłącznie pod warunkiem odrzucenia „cwaniactwa”, które wyraźnie podmywa już polskie fundamenty.
Jacek Karnowski |