Niewierzący mówią, że marnują życie, a one powołaniem dają odpowiedź na pytanie, dokąd zmierza człowiek i jaki jest sens istnienia tego świata.
Siostra Marta Sęk od ośmiu lat jest w Zgromadzeniu Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego. Pięć miesięcy temu złożyła śluby wieczyste. Zajmuje się pracą w prowadzonym przez urszulanki domu dziecka dla chłopców. – Przed wstąpieniem do zgromadzenia pracowałam jako psycholog. Miałam ustabilizowane życie, zawód, dobre relacje, ale brakowało mi poczucia spełnienia i szczęścia. Sądziłam, że moją drogą jest małżeństwo i rodzina. Z czasem zaczęłam postrzegać życie oddane Bogu jako tak samo pociągające jak w rodzinie, aż w końcu Boże wezwanie było tak wyraźne, że chciałam za nim biec. Dotarło do mnie, że Pan Bóg mnie wybrał. Ja sama byłam tym zaskoczona, ale jeszcze bardziej rodzina i osoby z mojego otoczenia. Nie próbowano mi jednak odradzać, miałam wtedy 35 lat. Zranienia z dzieciństwa sprawiły, że potrzebowałam więcej czasu na uporządkowanie wnętrza i odkrycie swojej drogi. Teraz jest we mnie pewność, która nie ustępuje, że jest to droga, którą chcę kroczyć – mówi s. Marta.
W klasztorze, ze stałym rytmem dnia, życie jest bardzo proste, uporządkowane. Czas na spotkanie z Bogiem – zagwarantowany. – Dostrzegam, jak bardzo łaska działa w słabej ludzkiej naturze. Wiem, kim byłam wcześniej, a kim jestem teraz. Jestem nieustannie zaskakiwana, widząc, jakich cudów Bóg może w nas dokonywać. W życiu zakonnym najważniejsza jest więź z Panem Bogiem, wtedy to, co przynosi każdy dzień, przyjmuje się jako dar, na większą chwałę Panu Bogu – dzieli się s. Marta.
Wspólnota zakonna staje się dla urszulanek miejscem nawiązywania nowych relacji, ale nie zrywają kontaktów z rodziną i przyjaciółmi.
SWOJE MIEJSCE
Miłosława Koszałka przed dwoma laty złożyła śluby dziewictwa konsekrowanego. Ta indywidualna forma życia konsekrowanego cieszy się w Polsce coraz większym zainteresowaniem. Panie nie prowadzą życia wspólnotowego, pozostają w swoich mieszkaniach, nie rezygnują ze stroju świeckiego ani z wykonywanych profesji. – Każda z nas żyje w świecie. Jesteśmy osobami różnych zawodów, są wśród nas naukowcy, handlowcy, lekarze – mówi Miłosława Koszałka. Sama na co dzień prowadzi katechezę wśród dzieci przedszkolnych.
Czy nie wystarczyłoby w takiej sytuacji życie sakramentalne, blisko Pana Boga, czy potrzebna jest konsekracja?
– Mam poczucie, że zostałam wybrana, ale nie chodzi tu o wywyższanie się, lecz o bycie z Chrystusem. Wcześniej szukałam swojego miejsca, także w Kościele, i nie potrafiłam go znaleźć. Teraz mam poczucie sensu mojego życia – mówi Miłosława Koszałka.
S. Miriam z klauzurowego zakonu dominikanek – Mniszek Zakonu Kaznodziejskiego – podkreśla przy tym, że by życie przeżywać w świętości, nie trzeba wstępować do zakonu. – Ten, kto żyje w rodzinie, ma inne obowiązki. Mnie Pan Bóg zaprosił i obdarował powołaniem zakonnym, całe życie, cały mój czas oddaję Jemu – mówi s. Miriam.
S. Joanna jest w okresie junioratu w bezhabitowym Zgromadzeniu Sióstr od Aniołów, gdzie przygotowuje się do złożenia ślubów wieczystych. – Dość często zastanawiam się, czym różni się życie zakonne od życia oddanego w stanie świeckim – mówi. – Myślę, że większość osób, które przyszły tylko z własnej woli, szybciej czy później zrezygnowałaby z życia zakonnego. Główną motywacją dla nas jest wybranie i ono daje nam siłę trwania – mówi s. Joanna. – Bycie szczęśliwym nie oznacza, że nie doświadcza się cierpienia i trudności. Będziemy tego doświadczać, jeśli chcemy iść za Jezusem. Odczuwamy pokój serca, bo jest to nasze miejsce, co daje radość i satysfakcję. Poczucie szczęścia jest najgłębszą częścią nas samych – mówi s. Joanna.
DUŻYMI LITERAMI
Dziś mówi się o spadku powołań do życia konsekrowanego, wskazując przy tym, że Bóg powołuje, ale nie każdy na to powołanie odpowiada. – Dzisiejszy świat bardzo zagłusza ten głos. Daje więcej możliwości kontaktów, ucieczki od swojego powołania, odkładania decyzji – mówi s. Joanna ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów.
– Pana Boga mamy we wnętrzu siebie, w sercu, ale kiedy człowiek żyje w hałasie zewnętrznym, w natłoku różnych informacji, to słabiej słyszy Jego głos. Bóg radzi sobie z dostępnością do nas w tej naszej wirtualnej rzeczywistości – ocenia s. Jadwiga Maciejczyk ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża.