„Rozmowa ze znaną wróżką – 99gr/min. Doradzimy Ci w Finansach i Miłości!” – takimi ogłoszeniami bombarduje się odbiorców w prasie, internecie i telewizji. Ta ostatnia uruchomiła nawet specjalny kanał, gdzie za 7,99 zł za min można uzyskać „profesjonalną” wróżbę. Problemy, z jakimi dzwonią przejęci telewidzowie, są poważne. Pytają o zdrowie, finanse i miłość. Młoda dziewczyna chce wiedzieć, czy jej ukochany jest jej wierny. Na szklanym ekranie wróżbita Zefir z poważną miną rozkłada karty i… daje odpowiedź: „Przykro mi, nie widzę tu wierności”. Po czym ze spokojem odbiera następny telefon.
Brzmi jak ponury żart, ale statystyki są bezwzględne: branża wróżbiarska w Polsce zarabia nawet do 2 mld zł rocznie, a przepowiadaniem przyszłości zajmuje się ok. 15 tys. firm – przeważnie jednoosobowych. Do korzystania z pomocy wróżek przyznają się celebryci np. Tomasz Karolak czy Grażyna Wolszczak, a Manuela Gretkowska opowiada na łamach gazet o swojej fascynacji szamanizmem. Nowa – choć tak naprawdę stara jak świat – moda zatacza coraz szersze kręgi.
MODA NA WRÓŻKĘ
– Człowiek jest tak skonstruowany, że potrzebuje w coś wierzyć – mówi o. Grzegorz Kluz OP, konsultant ds. nowych ruchów religijnych i sekt, przeor klasztoru oo. dominikanów w Lublinie. – Jednak człowiek współczesny, zapracowany i zabiegany, nie ma czasu na prawdziwą duchowość, więc poszukuje czegoś zastępczego. Taka mistyka instant. Pstryk i jest, wygodnie i bez wysiłku, jak zupka w proszku. Wykonam jakiś rytuał, komuś zapłacę i moje marzenia się spełnią. A do tego mam poczucie, że uczestniczę w czymś niezwykłym i magicznym.Słowa dominikanina potwierdza Agata Rusak, psycholog ze Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich. – Ludzie po prostu lubią panować nad sytuacją, bo wtedy czują się bezpieczniej. Dlatego z usług wróżek najczęściej korzystają osoby lękowe i niepewne siebie. Drugą najliczniejszą grupą klientów są osoby mało refleksyjne, a jednocześnie nastawione na poszukiwanie mocnych wrażeń, wszelkiego rodzaju nowinek i niezwykłości.
I co to komu szkodzi? – zapytają zwolennicy „ezoterycznego biznesu”. Nawet jeśli od czasu do czasu człowiek trafi do naciągacza i straci parę groszy, to może warto, skoro czuje się po tym spokojniejszy?
Jednak świadectwa osób, które przewinęły się przez gabinety jasnowidzów i tarocistek, potwierdzają, że nie warto. Szybko okazuje się, że ostateczny rachunek za taką wizytę może stukrotnie przewyższać te kilka złotych pozostawionych u wróżki.
|
– Od strony psychologicznej jest to zabawa nieszkodliwa tylko do momentu, kiedy słyszymy dobre wiadomości – przestrzega Agata Rusak. – Ale wyobraźmy sobie sytuację, że osoba przeżywająca kryzys małżeński usłyszy, że czeka ją rozwód, po którym odnajdzie wielką miłość. Wróżba może spowodować, że człowiek przestanie walczyć o swoje małżeństwo. Nawet jeśli ktoś początkowo nie do końca wierzy w daną wróżbę, w jego umyśle zasiewa się ziarno wątpliwości. Włącza się wtedy podświadome poszukiwanie dowodu na to, że przepowiednia się sprawdza. Każda informacja stygmatyzuje, czyli sprawia, że człowiek albo się tej przepowiedni boi, albo jej oczekuje i działa w taki sposób, żeby wróżba się spełniła.
Psycholodzy są zgodni, że od wizyt w gabinecie ezoterycznym można się uzależnić. Zdarza się, że osoba, która na pierwszą wizytę idzie z ciekawości, przyzwyczaja się, zaczyna chodzić zawsze wtedy, gdy ma jakieś życiowe zakręty, a później przekazuje odpowiedzialność za swoje życie na wróżkę. Zdarzają się też osoby, które nie potrafią podjąć żadnej decyzji bez pomocy kart czy wahadełka.
Paradoksalnie okazuje się, że jeśli trafimy na szarlatana, który korzystając z naiwności klientów, zbija na nich fortunę… tym lepiej dla nas. Możemy wtedy stracić tylko czas i pieniądze. Jest znacznie gorzej, jeśli to, co usłyszymy od wróżki, rzeczywiście zaczyna się sprawdzać. Bo wtedy pojawia się pytanie, skąd pochodzi ta wiedza?
MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI
Zaczęło się niewinnie. Na wizytę u wróżki Agnieszkę Markowską namówiła koleżanka.– Byłam wtedy bardzo zagubiona, miałam problemy w domu i niskie poczucie własnej wartości – wspomina Agnieszka, wtedy 19-latka. – Poszłam i okazało się, że wróżka wiedziała o mnie bardzo dużo. Zaczęłam chodzić regularnie i zafascynowałam się magią, feng shui, zaczęłam interpretować swoje sny. Tym, co mnie najbardziej pociągało, były karty tarota. Zdarzyła się wtedy dziwna rzecz. Wiedziałam, że ta sama koleżanka, która zaprowadziła mnie do wróżki, posługiwała się kartami. Poprosiłam ją, żeby mi je dała, ale ona wtedy poradziła mi, żebym trzymała się od nich z daleka. Mówiła, że mają ogromną, złą moc, od której nie da się uwolnić. Szkoda, że jej wtedy nie posłuchałam.
Lata mijały, a Agnieszka na dobre wsiąkła w karciano-okultystyczny świat. Początkowo wróżyła tylko sobie. Z biegiem lat uznała, że może w ten sposób „pomagać innym”, a przy okazji sobie dorobić.
– Naprawdę sądziłam, że pomagam. Dlatego nigdy się z tego nie spowiadałam, choć przez cały ten czas chodziłam do kościoła – wspomina.