20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

O. Józef Augustyn SJ: sumienie to najtajniejsze sanktuarium

Ocena: 4.5
1541

Sumienie kształtuje się w więzi. Jego istotą jest relacja, samotne, osobiste spotkanie z Bogiem – podkreśla o. Józef Augustyn SJ. W rozmowie z KAI o. Augustyn zwraca uwagę, że poczucie winy, od którego człowiek tak zawzięcie ucieka – jest czymś w gruncie rzeczy normalnym i potrzebnym. Mówi również o tym, co sprawia, że nasze sumienie może się wypaczyć oraz – jak dbać o sumienie.

fot. z archiwum www.idziemy.pl/ Bożena Sztajner

KAI: „Odeszłam z Kościoła i wreszcie pozbyłam się tego ustawicznego poczucia winy”. Takie wypowiedzi można w ostatnim czasie spotkać dość często. Czy to Kościół generuje poczucie winy?

Poczucie winy jest jednym z najtrudniejszych, ale i najbardziej fundamentalnych doświadczeń ludzkich. Wiąże się ono z sumieniem, żywym głosem, który mówi nam, co jest dobre a co złe. „Sumienie to głos z głębin, już poza wolą i rozumem, którym egzystencja ludzka domaga się jedności z samą sobą” – powie Dietrich Bonhoeffer (Wybór pism, s. 198). Jest ono bezpośrednio związane z człowieczeństwem, jest jego integralną częścią. Głos sumienia jest głosem wewnętrznej wolności, doświadczeniem samoświadomości moralnej.

Głosu sumienia nie należy wiązać wyłącznie z bezpośrednim doświadczeniem religijnym. Dla osób, które Boga jeszcze nie znają, w głosie sumienia objawia się ludzka godność, prawość, czystość serca. Jeżeli pozostają one wierne swemu sumieniu – ono doprowadza ich do Boga. „Z wielkości i piękna stworzeń, poznają przez podobieństwo ich Stwórcę” (Mdr 13, 5).

Wielkie wrażenie zrobiły na mnie wojenne wspomnienia Nikołaja Nikulina pt. „Soldat”, w których autor daje świadectwo prawości sumienia, gdy jako osiemnastolatek trafił na front w czasie II wojny światowej. Osaczony bestialstwem, wyuzdaniem i tchórzostwem postanowił trzymać się z dala od niegodziwości, złych ludzi, podejrzanych spraw i aktywnego udziału w brutalnym żołnierskim życiu.

Autor nie powołuje się bezpośrednio na Boga, ale wszystko robi, by zachować prawość sumienia. (Odmawianie ateistom prawości sumienia nie jest uczciwe). Jeśli ktoś odchodzi z Kościoła i mówi, że pozbywa się poczucia winy, powstaje pytanie, z czego tak naprawdę czuje się zwolniony: z jakich przykazań, zobowiązań moralnych.

Osoba zrywająca swoje więzi z Kościoła może „łatwo” zwolnić się z nakazów i przepisów typowo kościelnych: zachowywanie postu piątkowego, uczestnictwa w niedzielnej Mszy świętej, spowiedzi wielkanocnej itp. Powierzchowność duszpasterstwa przejawia się w tym, że przecenia się nakazy i zakazy ustanowione przez Kościół, a nie docenia się czy wręcz lekceważy się zasady moralne odnoszące się do miłości Boga i ludzi. Mam niekiedy wrażenie, że w nacisku duszpasterskim na „zewnętrzne” praktyki religijne bardziej chodzi o wiązanie wiernych z instytucją Kościoła, niż z Panem Bogiem.

Dekalogu nie stworzył Kościół. Otrzymał go Mojżesz na Górze Synaj w trzynastym wieku przed Chrystusem. Czy człowiek może zwolnić się z poczucia winy z powodu łamania przykazań: nie kradnij, nie oczerniaj, nie kłam, nie zabijaj? Albo z powodu łamania zasad moralnych, jakie obowiązują w relacjach rodzinnych, małżeńskich, przyjacielskich? Czy krzywda przestaje być złem moralnym, gdy człowiek wypisze się z Kościoła? Jeżeli ktoś liczy na to, że dokonując apostazji łatwo pozbędzie się wyrzutów sumienia na przykład z powodu zdrady małżeńskiej, aborcji, oszustw finansowych itp. to grubo się myli.

Wydaje się jednak, że w wielu ludziach zanikają dziś wyrzuty sumienia.

Sumienie nie jest ze spiżu, ale jest żywym „organizmem”, delikatnym jak cała nasza ludzka istota: ciało, psyche, dusza, umysł, duch. Troska o sumienie to nasze najważniejsze zadanie życiowe i nasza odpowiedzialność. „Nie mam już nic własnego. Bliscy umarli dla mnie – i ja dla nich umarłem. Ciało moje jest dla mnie od dzisiaj czymś obcym i bezużytecznym. Tylko duch mój i moje sumienie są dla mnie dalej drogie i ważne” (Sołżenicyn, Archipelag Gułag, t. I, s. 127) - wyznał Aleksander Sołżenicyn leżąc na zgniłej słomie łagrowej i rozmyślając o popełnionych wcześniej zbrodniach jako oficer Armii Czerwonej. Nikt nie może się wyrzec odpowiedzialności za swoje sumienie, także dzieci, u których – w procesie wychowania - budzi się powoli i stopniowo odpowiedzialność moralna. Gdy dziecko postąpi wbrew swojemu sumieniu, potrzebuje wyznać przewinienie przed kochającą je osobą – mamą, tatą.

Kiedyś Kinga Maria Dunin, krytyk literacki, napisała recenzję wywiadu, w którym pewien celebryta (nie będę go tutaj identyfikował) wspominał hippisowskie przygody z lat sześćdziesiątych zeszłego wieku: „seks w pociągu, seks w parku, seks w hotelu…”. Zadała mu pytanie: „A czy pan pomyślał o kobietach, które zostawiał w pociągach, w parkach, w hotelach?” Czy to ludzkie wyzbyć się poczucia winy, gdy wykorzystuje się bliźnich dla zaspokajania swoich najniższych namiętności? Trudno jest pielęgnować wrażliwość sumienia, gdy brakuje odniesień do zasadniczych norm moralnych wpisanych w nasze człowieczeństwo. Wszak jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Sumienie można w nas stępić, uśpić, znieczulić, ale nie można go nigdy zabić.

Czym jest sumienie? Czy sumienie pochodzi z nas czy spoza nas? Czy ten głos jest głosem Boga?

Sumienie to najtajniejsze sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam na sam z Panem Bogiem – tak określa sumienie Katechizm (KKK 1776). Alfred Delp, niemiecki jezuita, skazany na karę śmierć za działalność konspiracyjną, czekając na wykonanie wyroku pisał do swojego chrześniaka: „Tu na bardzo wysokiej górze (…) ludzka i Boska samotność spotykają się w poważnej rozmowie”. Oto sama istota sumienia: „spotkanie ludzkiej i Boskiej samotności” w poważnej rozmowie. Jeżeli mówimy, że sumienie jest „głosem Boga”, to trzeba nam pamiętać, że jest to „głos Boga żywego”, a nie mechaniczny dźwięk z playbacku. Sumienie nie jest więc instancją autonomiczną, niezależną od Boga. Sumienie pochodzi „z nas”, ponieważ jest trwałym darem Boga wpisanym w naszą ludzką naturę, jednocześnie spoza nas, ponieważ posiada odniesienie do odwiecznie żyjącego Pana. Sumienie zawiera jakby samą istotę naszego podobieństwa do Boga: wolność, odpowiedzialność, rozumność. Ewagriusz z Pontu, Ojciec Pustyni, w swojej antropologii, podkreślał z naciskiem, że pomimo grzechu Adama natura człowieka nie przestała być dobra, a pokusy nie są zagrożeniem dla zbawienia, jeżeli człowiek słucha sumienia, „głosu Boga”.

A co się dzieje, kiedy nie słucha on „głosu sumienia”, lekceważy prawo Boże zapisane w nim?

Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w naszym życiu. Jesteśmy ludźmi ułomnymi i zdarza się nam nieposłuszeństwo Bożemu głosowi sumienia. A jakie są tego konsekwencje, wszyscy dobrze wiemy. Bóg grzechy przebacza, ale nie cofa konsekwencji grzechu. Cierpienia, które nas dotykają, to często owoc grzechu, własnego i innych. Obecna wojna na Ukrainie z jej bezmiarem przemocy i śmierci to konsekwencja nieposłuszeństwa głosowi sumienia. I nie odnosi się to jedynie do wąskiej grupy ludzi, którzy rozpętali wojnę, ale setek tysięcy, milionów ludzi, którzy wykonują zbrodnicze rozkazy, popierają i finansują wojenne działania. Głównym źródłem nieszczęścia całej ludzkości było, jest i będzie nieposłuszeństwo sumieniu.

Oczywiście nie każde łamanie głosu sumienia rodzi aż tak tragiczne konsekwencje. Usiłujemy nieraz nasze sumienie ignorować, lekceważyć, zagłuszyć, żyjąc tak jakby go nie było. W danym momencie może się wydawać, że nie ma problemu. Ale wszystko do czasu. Nie każda trucizna przynosi natychmiastową śmierć, niektóre działają z opóźnieniem. Świadomość zmarnowanego życia to gorzka konsekwencja lekceważenia sumienia. To, co mówi każdemu z nas sumienie, potwierdza też Słowo Objawione: „Jeśli nie usłuchasz głosu Pana, Boga swego, i nie wykonasz pilnie wszystkich poleceń i praw, które ja dzisiaj tobie daję, spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa i dotkną cię” (Pwp 28,15-16). Oto konsekwencja lekceważenia głosu Bożego w nas.

Jakie jest w tym kontekście znaczenie wyrzutów sumienia?

W gruncie rzeczy cierpienie z powodu wyrzutów sumienia jest dobre, jak dobry jest ból fizyczny, gdy sygnalizuje nam chorobę. To właśnie ów ból motywuje nas, by iść do lekarza, szukać pomocy. Narastanie bólu to zwykle sygnał narastającego zagrożenia dla życia. Prowadząc rekolekcje ignacjańskie często byłem świadkiem budzenia się uśpionego sumienia pod wpływem medytacji Słowa Bożego. Dla wielu rekolektantów było to doświadczenie bardzo bolesne, ale jednocześnie dające nadzieję, radość.

Czy zatem brak wyrzutów sumienia winien nas niepokoić?

Osobiście nie wierzę, by osoby, które postępują wbrew sumieniu, łamią fundamentalne prawa moralne, krzywdzą innych, stosują przemoc nie miały żadnych wyrzutów sumienia. Mają, tyle, że nie chcą ich nawet zauważyć; fałszywie je interpretują. Morderca, którzy nie przyznaje się do zbrodni, przerzuca winę na swoją ofiarę. Wielu ludzi uważa, że sumienie im nic nie wyrzuca. Ale to ich subiektywne odczucie ich nie usprawiedliwia (por. 1 Kor 4, 4). Ostatecznie człowieka sądzi sam Bóg.

„Wyrzuty sumienia” przybierają niekiedy zdegenerowaną postać: drażliwości na swoim punkcie, niezdolności przyjmowania krytyki, agresji wobec innych, cynicznego zachowania wobec ludzi prawych. Wielcy święci bywają traktowani w swoich środowiskach, także kościelnych, nieraz w sposób brutalny. Polecam w tym miejscu książkę o Ojcu Pio Luigi Peroni. Spotkałem się też ze zjawiskiem nieludzkiego rygoryzmu moralnego duchownych, którzy sami prowadzili niemoralny życie. To swoiste przeniesienie „zdławionych” wyrzutów sumienia na „cudzy” teren.

Przychodzi mi tutaj na myśl książka Jonathana Littella „Łaskawe”; opowieść o gestapowcu Aue, który uczestniczył zbrodniach niemieckich. Książka dobrze oddaje stan sumienia zbrodniarza, który nie odczuwa wyrzutów sumienia. Mówi, że taka była po prostu jego praca, wykonywał „jedynie” rozkazy i nie czuje żalu: „Mogę was zapewnić, że do samego końca [moje wspomnienia] będą wolne od wszelkiej skruchy. Nie żałuję niczego: taką miałem pracę i już” (Jonathan Littell, Łaskawe, Kraków 2008, s. 11) – zapewnia.

Ale nieco dalej mówi - jakby wbrew sobie: „Wojna poczyniła we mnie wielkie spustoszenia – już tylko gorycz i długotrwały wstyd zgrzytały we mnie jak piasek między zębami” (s. 18). „Gdyby kiedykolwiek udało się wam doprowadzić mnie do płaczu, moje łzy byłyby żrące, jak kwas” (s. 23). Powieść jest doskonałą anatomią duszy zbrodniarza, który do popełnionych zbrodni się nie przyznał.

Każde zło popełniane cynicznie wżera się w ludzką osobowość. Czasem widać je na twarzy. Przykłady wojenne, które tu przytaczamy, są „w pewnym sensie” ekstremalne, ale tylko „w pewnym sensie”. Są one wyraziste i dobrze pokazują samą istotę zła. Ale zło jest jedno. To samo zło i ta sama degeneracja sumienia, choć w innym wymiarze, mają miejsce w polityce, w rodzinach, gabinetach, kuriach, kancelariach itd. Zawsze wydają one gorzkie owoce ludzkiej krzywdy, przemocy, manipulacji, poniżenia itp.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 20 kwietnia

Sobota, III Tydzień wielkanocny
Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem.
Ty masz słowa życia wiecznego.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 55. 60-69
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter