fot. pixabay.com/CC0
Czasami jesteśmy przyzwyczajeni do takiego sposobu patrzenia, w którym modlitwa jest w rozumie – kiedy na modlitwie możemy skupić się również myślami. Według mnie należałoby rozumieć to znacznie szerzej. Modlimy się pragnieniem, wolą, wyborem, powierzeniem się Panu Bogu i również kiedy myśli są zajęte czymś innym. Można powiedzieć, że trwamy w modlitwie, dlatego że trwamy właśnie w oddaniu się Jemu i nawet wtedy, kiedy emocje w jakiś sposób nie dają nam spokoju, powierzanie się Panu Bogu tak samo jest modlitwą. Ono nie ustaje z tego powodu, że jesteśmy czymś zaabsorbowani. Nasz udział stanowi mniejszą część tego, czym modlitwa jest – ta większa część znajduje się po Jego stronie.
A zwykły impuls, jakiego doświadczamy, kiedy coś nas pozytywnie zaskoczy: wsiadamy zziębnięci do ogrzewanego autobusu i mówimy „Dzięki Ci, Panie Boże”. Czy to również jest modlitwa?
Oczywiście że tak. Całe nasze życie składa się z drobiazgów i one dla Pana Boga są tak samo ważne jak te sprawy, które wydają się zbyt poważne, aby wierzyć, że Pan Bóg może mieć na nie wpływ. Całe nasze życie jest w Jego rękach, od rzeczy najdrobniejszych po największe. Cała sztuka tkwi w tym, aby znajdować takie okazje i ślady Jego delikatnej dobroci. Cały świat daje ogromną ilość możliwości, aby się Nim zachwycić: kolorem chmur na niebie, liśćmi produkujące tlen, którym możemy oddychać. Mamy mnóstwo okazji, aby dostrzec, że Pan Bóg jest źródłem piękna i dobra.
Mówić czy nie mówić w swoim otoczeniu, miejscu pracy, że modlitwa jest dla nas ważna?
Myślę, że nie ma tutaj uniwersalnych odpowiedzi, bo to zależy, jakie jest nasze otoczenie. Czy jest nastawione do wiary bardziej wrogo, czy raczej otwarte. Jeśli nie jest otwarte, to chyba lepiej, żeby po prostu owoce modlitwy z nas wypływały przez świadectwo dobrego życia, życia Ewangelią. Może wtedy ktoś zapyta: „Skąd ty to masz, czemu tak żyjesz? Jak ty to robisz, że jesteś taki?”. Wtedy można coś odpowiedzieć. A jeżeli nie zapyta, jeżeli widać, że nie ma gruntu, na którym mogłoby nastąpić zrozumienie, to nie ma co podejmować na siłę tematu, pomiędzy plotkami z zeszłego tygodnia. Wtedy nie tylko narazi nas to na śmieszność, ale faktycznie będzie śmieszne i nikomu w niczym nie pomoże. Lepiej własnym działaniem dać świadectwo tego, jak modlitwa zmienia życie.
Czy Wielki Post to dobry czas, by zachęcić dzieci do modlitwy?
Tak, to dobry czas. A najlepiej zachęcić własnym przykładem. Wszystko zależy od tego, na jakim poziomie jest dziecko. Jeśli mamy do czynienia ze zbuntowanym nastolatkiem, to lepiej nie próbować mu mówić: „Może byś tak poszedł na Drogę Krzyżową, skoro jest Wielki Post, a tak w ogóle, to kiedy ostatnio byłeś u spowiedzi?”. Bo przyniesie to raczej efekt odwrotny od zamierzonego. Ale jeśli rodzice wiedzą, jak dotrzeć do swojego dziecka, sami będą potrafili je zachęcić. Posłużę się przykładem dotyczącym rodziców pewnego nastolatka. Kiedy próbowali zachęcić go do wyjazdu na rekolekcje oazowe, nie działały żadne argumenty. Odpowiedź brzmiała: „Nie, bo nie”. Ostatecznie przekonało go to, że zadzwoniły do niego jego kuzynki w zbliżonym wieku i opowiedziały mu, że rekolekcje są super. Pojechał z nimi i na następne rekolekcje już nie trzeba go było namawiać, bo sam chciał.
Z kolei kiedy mówimy o młodszych dzieciach, takich, które dopiero wchodzą w świat duchowy czy dopiero są zaznajamiane z tajemnicami wiary, to tutaj także trzeba przede wszystkim przykładu rodziców. Aby dziecko przez analogię swoich relacji z rodzicami mogło zrozumieć, że Bóg jest jego Ojcem. Słyszałam również taką historię, jak tata z kilkuletnim dzieckiem wszedł do Kościoła i wskazując na krzyż powiedział: „Widzisz, to jest Pan Jezus. On cię bardzo kocha, nawet bardziej niż twój tatuś”. Myślę, że to był bardzo mądry ojciec. Jeżeli dziecko słyszy taki komunikat, to go zrozumie, może go odnieść do swojej relacji z rodzicami, a stąd jest już tylko krok do tego, aby zaczęło się modlić. Jeśli mu się wytłumaczy, że ten dobry Ojciec jest i słucha, modlitwa przyjdzie w sposób naturalny. Ważne jest, aby zachęcać, ale zostawiać dziecko w wolności. Na pewno nie można egzekwować modlitwy na siłę.
Dlaczego dzieci są bardziej otwarte na rzeczywistość duchową, na łaskę wiary?
Może dlatego, że nie mają w sobie cynizmu dorosłych i sceptycznego podejścia. A może dlatego, że mniej czasu upłynęło od tego momentu, kiedy patrzyły Panu Bogu w oczy. Jeszcze Go pamiętają i w sposób naturalny się do niego zbliżają. Ale to tylko taka moja teoria.