Kolarze jadą dookoła Polski. I to już po raz 70! Piękny jubileusz imprezy jest dla naszego kraju czymś wyjątkowym. Powiedziałbym nawet, że ten wyścig jest letnią wisienką na polskim sportowym torcie.
Bo też z Tour de Pologne powinni brać przykład inni organizatorzy imprez. Szczególnie tych, którzy chcą robić nad Wisłą zawody dla profesjonalistów z całego świata. Za sukcesem naszego narodowego wyścigu stoi jeden człowiek. Czesław Lang. Od lat wspiera go sprawnie działająca machina medialno-marketingowo-finansowa. Ale to on osobiście ją zbudował od podstaw, a co najważniejsze – nie jest to budowla przypominająca mającą się za chwilę zawalić piramidę. Nie zapomnę, jak kilka lat temu pan Czesław z ognikami w oczach opowiadał o tym, że to dopiero początek drogi. Początek mający przynieść sukces samej imprezie, a przy okazji mający pomóc w odbudowie pozycji naszego kolarstwa. I te opowieści wielu kolegów dziennikarzy traktowało z przymrużeniem oka. W kuluarach konferencji prasowych zapowiadających nową edycję imprezy pojawiały się komentarze w rodzaju „niech sobie Czesiek pogada…”. A Lang gadał, nawijał, zachęcał, opowiadał i… robi tak do dziś! Wiem, że niektórym to przeszkadza. Bo Czesław Lang jest skuteczny. Bo stoi za nim siła publicznej telewizji. Bo dyrektor wyścigu kiedyś namawiał prezydentów miast do pomocy w organizacji, a dziś to rządzący największymi ośrodkami w naszym kraju proszą go o to, by kolarze „zahaczyli” o ich miasta i miasteczka. Robią tak, bo doskonale zdają sobie sprawę, że Tour de Pologne jest okazją do promocji, a udział w nim dodaje prestiżu.
Kiedyś Czesław Lang zachwycał się, gdy jeden lub drugi kolarz ze znanym nazwiskiem zgodził się na udział w wyścigu, a dziś na liście zgłoszeniowej nie brakuje prawdziwych tuzów tego sportu. Cieszę się, że w naszym kraju nasz rodak potrafił zbudować taką sportową markę. Także dzięki niemu coraz więcej Polaków wsiada na rowery i dba o zdrowie. Przykład idzie z góry. Bardzo dobry przykład. W tym roku Tour de Pologne wystartował we Włoszech. Dla organizatorów to kolejne, ogromne wyzwanie logistyczne. Jakoś mnie jednak nie dziwi, że podjęli się go właśnie przy okazji jubileuszowego wyścigu. O wyjątkowość imprezy trzeba bowiem wyjątkowo dbać!