W Barcelonie po medale mistrzostw świata sięgnęli Paweł Korzeniowski, Radosław Kawęcki oraz Konrad Czerniak. Panowie – dla Was wielki szacun. Dla każdego z osobna i dla wszystkich razem. Każdy z nich miał przed startem w stolicy Katalonii coś do załatwienia. W szczegóły nie chcę wchodzić, bo to były na przykład sprawy związane z życiem prywatnym. Najważniejsze, że wszyscy skończyli na podium. I pokazali, że nasze pływanie wciąż skutecznie walczy o swoje miejsce w pobliżu światowej czołówki. Potęgą nigdy nie byliśmy i nigdy prawdopodobnie nie będziemy. Ale moim zdaniem, świetnie wychodzi nam „straszenie” najlepszych na świecie. Nagle, na wielkich imprezach, nawet po kilku słabszych sezonach, Polacy walczą ramię w ramię z faworytami. I pokazują, że nasze talenty, wsparte dobrą opieką trenerską oraz ciężką pracą (najczęściej poza granicami Polski), potrafią wyprzedzać rywali z państw, gdzie pływaków wręcz produkuje się jak w dobrze zaprogramowanej fabryce. Po sukcesach w Barcelonie pojawia się pytanie, co dalej z naszymi medalistami?
Na pewno w najtrudniejszej sytuacji jest Korzeniowski. Ma 28 lat, więc nie wiadomo, czy znajdzie siły i chęci, by kontynuować karierę aż do igrzysk w Rio de Janeiro. Namawia go do tego trener Robert Białecki, ale sam zawodnik musi znaleźć w sobie potwierdzenie, że chce to robić. Doświadczenie to w sporcie rzecz cenna, ale z drugiej strony na basenie czasu się nie oszuka. A ten będzie upływał dla Pawła coraz szybciej. Kawęcki i Czerniak to z kolei nasze największe nadzieje na udany start w Brazylii. Ten pierwszy w Barcelonie pobił rekord Europy na 200 metrów stylem grzbietowym. Wyprzedził go tylko Amerykanin Ryan Lochte. Rywal znakomity, to fakt. Jeśli jednak Kawęcki będzie się rozwijał w takim tempie jak do tej pory… to może w Rio kolejność na podium będzie odwrotna?
![]() | Mariusz Jankowski |