Przy okazji tych sukcesów byłem świadkiem ciekawej dyskusji. Nie brakuje głosów, że Polacy odnoszą triumfy w dyscyplinach, które na świecie są niszowe. Bo rzut młotem to nie bieg na sto metrów. Częściowo się z tym zgadzam. Jednak wystarczy postawić się w roli rodziców, których dziecko chce uprawiać lekkoatletykę. Gdybym sam był w takiej sytuacji, to nigdy nie namawiałbym syna na biegi krótkie. Bo w nich sukcesy można osiągać, ale tylko na krajowym podwórku. Natura sprawiła, że Europejczycy nie mają wielkich szans w rywalizacji z Jamajczykami czy – na dłuższych dystansach – z biegaczami z Afryki. Wybór dyscyplin siłowych jest więc wyborem słusznym. Jeśli oczywiście ktoś marzy o wielkich sukcesach w przyszłości.
A skoro o sukcesach mowa, to w rzucie młotem ich ojcem jest Czesław Cybulski. Trener genialny. Ale jak niemal każdy geniusz – bardzo trudny we współżyciu. Przekonali się o tym kiedyś Kamila Skolimowska, Anita Włodarczyk czy Szymon Ziółkowski. Cała trójka po pewnym czasie miała dość i kończyła współpracę z Cybulskim. Fajdek wciąż jest podopiecznym tego szkoleniowca. Oby jak najdłużej, bo efekty są rewelacyjne. Nasz nowy mistrz świata musi mieć swoje sposoby na dogadywanie się z trenerem. Bo Czesław Cybulski ma proste i jasne zasady – albo ktoś je przyjmuje, albo nie. Ten pierwszy wybór oznacza współżycie z trenerem bezkompromisowym i niesamowicie wymagającym. Cybulski pomógł Fajdkowi zdobyć tytuł mistrza świata. Jeśli ich drogi się nie rozejdą, jest wielka szansa na to, że po igrzyskach w Rio de Janeiro rzut młotem wciąż będzie polską specjalnością.
![]() | Mariusz Jankowski |