W tym sezonie Justyna Kowalczyk pojawi się na narciarskich trasach już z naukowym tytułem doktora. To kolejny szczyt, na jaki weszła. W dodatku tak jakby po drodze, przy okazji. A przecież pogodzić naukę ze sportem zawodowym jest szalenie trudno. Wielu uważa, że to jest niemożliwe. Na szczęście takiego słowa nigdy nie było w słowniku naszej mistrzyni olimpijskiej.
Justyna Kowalczyk zapowiada, że przed nią nowe otwarcie. W lutym przyszłego roku w Falun odbędą się mistrzostwa świata. To ważna impreza, do której biegaczka przygotowuje się bardzo poważnie. Ale też podkreśla, że te ostatnie lata kariery mają być wyjątkowe. Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że Kowalczyk jest już sportsmenką spełnioną. Nikomu nic nie musi udowadniać. Chce startować głównie dla przyjemności, ale na kolejne sukcesy, które są przecież czymś naturalnym w życiu wybitnych zawodników, na pewno się nie pogniewa. Ja jestem pod wrażeniem słów, które tak często wypowiadała Justyna Kowalczyk w trakcie ostatnich tygodni przygotowań do sezonu: miło, ciekawie, sympatycznie, fajnie.
Czuć w tym wszystkim jakąś niesamowitą siłę, witalność, chęć, by cieszyć się z każdego dnia. Dlatego też nikogo nie powinny dziwić te słowa, wypowiedziane z szerokim uśmiechem: „Jak się okaże, że jest czas, żeby skończyć – to wtedy bardzo podziękuję. Za wszystkie wspólne lata. I zacznę żyć inaczej”. Już teraz nie mam wątpliwości, że gdy nadejdzie ten dzień w polskim sporcie też będzie inaczej. Dlatego cieszmy się razem z Justyną Kowalczyk każdym jej startem i każdym, najmniejszym nawet, sukcesem.
Mariusz Jankowski |