Przypomnę, że zmiany polegają na tym, że sezon będzie dłuższy, piłkarze rozegrają siedem kolejek więcej. Przerwa w rozgrywkach potrwa krócej, kibice będą mogli wybrać się na stadiony już w lipcu, a nie – jak dotychczas – w połowie grudnia. I to jedyne pozytywy tej reformy. Za to podział ligi na grupę mistrzowską i spadkową oraz dzielenie po pierwszej części sezonu dorobku punktowego na pół – to pomysły rodem z czasów PRL-u. Już to przerabialiśmy i skończyło się totalną porażką. Dlatego nie rozumiem, dlaczego nagle teraz ma to przynieść polskiej lidze marketingowy czy jakikolwiek inny sukces. Co więc będzie po reformie? Ano wielkie nic. A co będzie z występów naszych klubów w europejskich pucharach? Odpowiedzi nie znam.
Ale wracając do już cytowanych słów „ciemno wszędzie, głucho wszędzie…”. Przed sezonem ani w bogatych Legii Warszawa i Lechu Poznań – a tym bardziej w mniej zamożnych Śląsku Wrocław i Piaście Gliwice – nie było zapierających dech w piersiach transferów. A bez nich możemy zapomnieć o podboju Starego Kontynentu. Nadużywano też ostatnio słów o „ataku młodzieży” na kluby ekstraklasy. Faktycznie młodych Polaków jest w drużynach coraz więcej. Nie jest to jednak efekt przemyślanej polityki czy fantastycznego szkolenia. Wynika to z oszczędności i braków budżetowych. Gdyby nie one, pewnie nadal działacze ściągaliby autobusy pełne piłkarzy z Afryki czy Bałkanów. A ci za sam podpis na kontrakcie życzyliby sobie pensji liczonych w dziesiątkach tysięcy złotych. Życie wymusiło zmiany. I to piłkarskie życie przyniesie nam za kilka miesięcy odpowiedź na pytanie, co to z naszą piłkarską ligą dalej będzie?
![]() | Mariusz Jankowski |