Kibiców do dziś cieszy gra Sławomira Szmala, Karola Bieleckiego czy braci Bartosza i Michała Jureckich. Ale z tej starej gwardii pozostało już niewielu. Poza tym są oni coraz starsi. A czego jak czego – czasu się nie oszuka. Szczególnie w tak trudnej, brutalnej i wymagającej „końskiego” zdrowia dyscyplinie sportu. Najświeższy przykład to rozegrany niedawno w Niemczech towarzyski turniej Super Cup. Polacy pojechali tam bez trzech podstawowych zawodników, a potem z drużyny wypadło kolejnych trzech, i to na decydujące spotkanie z gospodarzami. W takich okolicznościach przyrody trudno się dziwić temu, co mówi trener Michael Biegler – dobre wyniki i dobra gra dopiero przyjdą. Kiedy?
Imprezą docelową są oczywiście mistrzostwa Europy w Polsce. Ale one odbędą się w 2016 roku. Jeśli do tego czasu chce czekać Biegler, to… po prostu może nie doczekać na swoim stanowisku. Po drodze odbędzie się kilka ważnych imprez, a Polacy czekają na sukcesy. Bo po selekcjonerskich czasach Bogdana Wenty jesteśmy rozpuszczeni. Chcielibyśmy widzieć naszych szczypiornistów wygrywających. A że tak się nie da, pokazuje dobrze przemawiający do wyobraźni przykład naszych zachodnich sąsiadów. Niemcy przez lata byli wymarzonym rajem dla polskich piłkarzy ręcznych. Świetnie zorganizowane kluby były i są europejską potęgą. Reprezentacja doczekała się, tak jak nasza, wielkich sukcesów. I Niemcy też doszli do momentu, gdy trzeba przebudować drużynę.
Idzie im ona jeszcze oporniej niż nam. Na styczniowych mistrzostwach Europy Niemców nie zobaczymy. W eliminacjach zdołali bowiem wyprzedzić jedynie… Izrael. Ich porażka to jedna z większych sensacji tego roku. Dobrze, że podobnej nie zafundowali nam Polacy. I dobrze jest pamiętać, że nasza budowa na parkiecie jeszcze trochę potrwa. Cierpliwość – jak najbardziej wskazana.
Mariusz Jankowski |