W organizmie polskiego sztangisty wykryto niedozwolony środek – nandrolon. Pozytywny wynik badania próbki jego moczu z 1 lipca potwierdziła w piątek Komisja do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Dla Zielińskiego igrzyska w Rio już się skończyły.
2016-08-12, 19:49 rk, mz na podst. TVN24, TVP, Polskie Radio, Przegladsportowy.pl, Sport.pl fot. PAP/Adam WarżawaW środę "Gazeta Pomorska" podała niepotwierdzoną oficjalnie informację, że Adrian Zieliński mógł przyjmować niedozwolone środki. Mistrz olimpijski z Londynu w kategorii 85 kg zaprzeczał i mówił, że "musiałby być skończonym idiotą, gdyby brał nandrolon przed wyjazdem na igrzyska olimpijskie".
Materiał do badania pobrano w Polsce w dniu 1 lipca. Aby mieć pewność co do wyników próbki, wysłano ją na ponowne badanie do Rzymu. Rezultat miał być znany w piątek. Dziś okazało się, że w organizmie Adriana Zielińskiego przekroczone zostało dopuszczalne stężenie nandrolonu (wyniosło 4,1 ng/ml przy progu 2,5 ng/ml). Ten steryd anaboliczny działa po kilku tygodniach od zażycia, a w organizmie pozostaje wykrywalny nawet przez kilkanaście miesięcy.
Polak miał w sobotę pojawić się na pomoście w Rio de Janeiro w kategorii 94 kilogramów. Jego udział w igrzyskach się jednak zakończył. Czekają go teraz poważne problemy.
Przypadek Adriana Zielińskiego to kulminacja całej afery dopingowej dotyczącej polskich sztangistów. Pierwsze niepokojące informacje w tej kwestii pojawiły się kilka dni temu. Próbka A z badania dopingowego Tomasza Zielińskiego dała pozytywny wynik. Młodszy brat Adriana Zielińskiego utrzymywał, że to niemożliwe i że doszło do pomyłki. We wtorek po ujawnieniu wyników badania próbki B stało się jasne, że w organizmie mistrza Europy znajdował się nandronol.
Tego samego dnia konferencję prasową zorganizował Szymon Kołecki, prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Zapowiedział podanie się do dymisji na specjalnym posiedzeniu związku w dniu 16 sierpnia. Ujawnił także, że na dopingu przyłapano innego polskiego sztangistę, Krzysztofa Szramiaka, który przyjmował hormon wzrostu. Do Brazylii nie pojechał, był rezerwowym w razie kontuzji któregoś z olimpijczyków.
Jeszcze w trakcie przygotowań przedolimpijskich PZPC miał problem z tą dwójką sztangistów. Nie chcieli szkolić się w systemie centralnym i przyjeżdzać na zgrupowania. W czerwcu obaj zostali wykreśleni przez Kołeckiego z kadry na igrzyska. Kara nie trwała długo – jeszcze w tym samym miesiącu zarząd PZPC uchylił decyzję prezesa.
– Moją decyzją zostali wyrzuceni z kadry, ale jako szef związku poczuwam się do odpowiedzialności. To ja odpowiadam za tę dyscyplinę i wszystkie złe rzeczy z nią związane. Biorę to na siebie i poniosę odpowiedzialność za całą sytuację – mówił Kołecki we wtorek.
Nie wiadomo jeszcze, jakie kary spotkają przyłapanych na dopingu sztangistów. Grozi im nawet kilkuletnia dyskwalifikacja. Przyszłość w czarnych barwach rysuje się również przed PZPC. Podsekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki Jarosław Stawiarski poinformował o trwającej w związku kontroli.
– Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy ciężary w Polsce będą, czy ciężarów nie będzie – powiedział Stawiarski. Resort rozważa wprowadzenie w PZPC zarządu komisarycznego, a nawet zaprzestanie finansowania tej dyscypliny.