Czy rzeczy trudne i niewygodne potrafi my powiedzieć w sposób kulturalny, nie przekraczając granic?
![](imgs_upload/zdjecia/202405/pokaz_klase.jpg)
„Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty. To też nie diabeł rogaty. Ani miłość, kiedy jedno płacze, a drugie po nim skacze” – to słowa piosenki „Zanim pójdę” grupy Happysad. Jak postępuję w sytuacjach, kiedy mój mąż czy żona popełni błąd albo coś „zawali”: nie opłaci rachunku, zgubi klucze, schowa dokumenty, których pilnie potrzebuję…? Takie sytuacje zawsze są wyzwaniem, ale też okazją, by zachować się, jak to mówią, z klasą. Gregory Popcak w książce „Kiedy rozwód nie wchodzi w grę” pisze o dobrych małżeńskich nawykach, które mogą pomóc przetrwać trudne momenty. Jednym z nich jest troska o siebie nawzajem podczas konfliktu, żeby nawet wtedy starać się nie „skakać po sobie” ani nie wgniatać się wzajemnie w ziemię.
Łatwo być uprzejmym i kulturalnym, gdy wszystko jest w porządku. Sztuką jest zachowywać się dokładnie tak samo w sytuacjach, które z jakiegoś powodu burzą w nas pozytywny obraz naszego małżonka. Nieważne, co się dzieje i jak bardzo irytuje nas druga strona, ostatecznie tylko od nas zależy, jak się w danej sytuacji zachowamy. Czy nawet mówiąc rzeczy trudne i niewygodne – bo nieraz nie da się tego uniknąć – potrafimy zrobić to w sposób kulturalny, nie przekraczając pewnych granic? Nawet jeśli czasem dużo nas to kosztuje. Jeśli wyjdziemy z tej próby zwycięsko, okazując wielkoduszność i „małżeńskie miłosierdzie”, przyczyni się to do umocnienia naszej więzi, a nas samych dźwignie duchowo do góry.
Ja też, jak każda troskliwa żona, regularnie dostarczam mojemu mężowi takich okazji do duchowego wzrostu. Jakiś czas temu nalałam benzyny do diesla, a on bez żadnego komentarza wezwał lawetę, żeby odholować samochód do warsztatu. Niedawno zaś rozjechałam (po raz trzeci) worek ze szkłem wystawiony przed bramę. Akurat się spieszyłam i zostawiłam na drodze potłuczone szkło i cały ten bałagan. Po powrocie zastałam wszystko wyzbierane, wrzucone do nowego worka, tak że nie było najmniejszego śladu po spowodowanej przeze mnie katastrofie. W dodatku kiedy weszłam do domu, mąż najpierw udawał, że nie wie, o co chodzi, a potem zażartował, że chyba musiałam się bardzo spieszyć, bo szkła wyglądały, jakby przejechał po nich czołg. Warto patrzeć na sytuacje trudne jako na okazje do tego, żeby zdobyć kolejny punkt w grze o naszą miłość, a przy okazji po prostu pokazać klasę.