3 grudnia
wtorek
Franciszka, Ksawerego, Kasjana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Z modlitwą na barykadzie

Ocena: 4.8
541

Od pierwszych dni powstania do walki włączyli się duchowni, niosąc wsparcie i otuchę powstańcom i ludności cywilnej stolicy.

fot. arch. OP

Błogosławiony Michał Czartoryski OP

W grudniu 1942 r. na łamach konspiracyjnego pisma „Walka” ukazał się artykuł ks. prof. Jana Salamuchy „Oblicze miłości”. Autor, ceniony filozof, podjął w nim próbę odpowiedzi na pytanie, jak chrześcijanin ma postępować w sytuacji terroru wojennego, czy może walczyć, zabijać. „Jest miłość chrześcijańska skierowana ku sobie i jest miłość altruistyczna, skierowana ku czemuś czy ku komuś poza sobą – dowodził. – Nie nienawidzę burzycieli mojego domu ojczystego, ale bronić go będę do ostatniego tchnienia, nie tylko defensywnie, lecz i ofensywnie – jeśli roztropność tak mi każe, będę zabijał wrogów, bo inaczej bronić się nie da, ale… będę się bronił przed uczuciami nienawiści”.

Dwa lata później wybuchło powstanie warszawskie, które było naturalną konsekwencją postawy, jaką Polacy przyjęli w czasie wojny. Jako pierwsi w Europie powiedzieliśmy „nie” narodowemu socjalizmowi niemieckiej III Rzeszy i komunizmowi sowieckiej Rosji. Zapłaciliśmy za to utratą suwerenności i milionami ofiar. Ale taka postawa umiejscowiła nas w kolejnej odsłonie walki dobra ze złem. Stanęliśmy po stronie dobra i wartości stanowiących fundament cywilizacji łacińskiej, wołając do wolnego świata: „Polska żyje i ma prawo do niepodległości!”. Tak pojmowali sens walki także duchowni, których krew wraz z krwią powstańców wsiąkła w ziemię dumnej stolicy.

 


MORD W OAZIE

Od pierwszych godzin powstania klasztor redemptorystów przy Karolkowej na Woli stawał się „oazą wolności”. Zdążali tu wszyscy, znajdowali schronienie, posiłek, wsparcie duchowe. Jak w dawnych wiekach, gdy kościoły i klasztory dawały prawo azylu ściganym. Ta zasada była obca niemieckim barbarzyńcom: 5 sierpnia Niemcy, wypierając z Woli wojska powstańcze, rozpoczęli masowe mordy ludności cywilnej. Bezlitośnie zabijano kobiety, niemowlęta, dzieci, starców, chorych w szpitalach. Tego dnia wieczorem zgromadzeni w klasztorze wierni wzięli udział we Mszy, podczas której ojcowie Tadeusz Müller i Józef Kania udzielili wszystkim absolucji. Jak czytamy w zachowanych relacjach, rektor klasztoru zapowiedział twardo, że ani on, ani żaden z zakonników „nie opuści swoich owiec”, mimo że żołnierze AK proponowali im pomoc w ewakuacji do Śródmieścia. Kilka godzin później do kościoła wtargnęli Niemcy. Realizując rozkaz SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha, wszystkich zgromadzonych wraz z 30 zakonnikami, pod kolbami karabinów, pognano ulicami na dziedziniec kościoła św. Wojciecha. Tam zostali zamordowani, a ich ciała spalono. Podobny los spotkał ponad 50 tys. mieszkańców Woli. Była to największa w czasie II wojny światowej zbrodnia dokonana na ludności cywilnej – za którą niemieccy oprawcy nie ponieśli kary. Reinefarth dożył 1979 r., pobierając rentę generalską i pełniąc przez wiele lat funkcję burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt oraz posła do landtagu w Szlezwiku-Holsztynie.

 


DO KOŃCA Z WIERNYMI

W każdym oddziale powstańczym posługiwali kapłani. Byli to albo zaprzysiężeni jeszcze w okresie okupacji kapelani wojskowi, albo tacy, którzy z chwilą wybuchu powstania zgłosili się do najbliższego oddziału AK. Ojciec Michał Czartoryski udawał się po południu 1 sierpnia do okulisty. Tam zastała go godzina „W”. Natychmiast zgłosił się do walczącego na Powiślu Zgrupowania „Konrad”. Miał już za sobą chrzest bojowy, bo w 1918 r. uczestniczył w walkach o Lwów i otrzymał od marszałka Piłsudskiego Krzyż Walecznych. Był architektem, co – gdy wstąpił do zakonu dominikanów – pomagało mu podczas budowy klasztoru na warszawskim Służewie. Kiedy 6 września 1944 r. Powiśle padło, pełnił posługę w szpitalu powstańczym. Proponowano mu ewakuację do Śródmieścia – odmówił. „Nie zdejmę szkaplerza, rannych nie opuszczę”. Został rozerwany wiązkami granatów, które Niemcy wrzucili do szpitala w podziemiach firmy Alfa-Laval.

Podobny los spotkał ks. Józefa Stanka, pallotyna. Na początku wojny cudem uciekł z sowieckiej niewoli. Włączył się w konspirację, wykładał na tajnych kompletach, posługiwał w Okręgu Warszawskim AK. Od pierwszego dnia powstania służył na Czerniakowie jako kapłan i sanitariusz na pierwszej linii walk. Nie zdecydował się na przeprawę na prawy brzeg Wisły, co zapewne ocaliłoby mu życie. Pozostał z rannymi. Wzięty do niewoli, brutalnie torturowany przez Niemców na terenie magazynów na Solcu, został 23 września powieszony na własnej stule, która była świadkiem tysięcy spowiedzi, Eucharystii, ślubów i ostatnich namaszczeń dokonywanych przez niezłomnego kapelana.

Obaj zakonnicy zostali wyniesieni do chwały ołtarzy przez Jana Pawła II podczas beatyfikacji 108 męczenników czasu wojny.

 


HARCERZ I FILOZOF

Na beatyfikację czekają kolejni. Ksiądz Tadeusz Burzyński był pierwszym duchownym, który poległ w powstaniu. Przedwojenny instruktor harcerski został w lipcu 1944 r. kapelanem Domu Sióstr Urszulanek. Zginął 1 sierpnia od niemieckiej kuli, gdy na Powiślu spowiadał umierającego powstańca i udzielał mu Komunii. Jak mówią świadkowie, jego ostatnie słowa brzmiały: „Jezu, kocham Cię. Jezu, adoruję Cię”. Podobny los spotkał na Ochocie ks. Jana Salamuchę. Służbę ojczyźnie zaczął już w seminarium, gdy z grupą kleryków zaciągnął się ochotniczo do armii Hallera i bronił Polski przed nawałą bolszewicką. W październiku 1939 r. wraz z innymi profesorami UJ został aresztowany przez Niemców podczas Sonderaction Krakau. Dwa lata spędził w Sachsenhausen i Dachau, skąd cudem udało mu się wydostać. W czasie okupacji był kapelanem Narodowych Sił Zbrojnych i orędownikiem scalenia NSZ z Armią Krajową. W powstaniu pełnił funkcję kapelana IV Obwodu AK na Ochocie. Zginął 11 sierpnia z rąk oprawców z Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA), jednostki rosyjskich kolaborantów, którzy wspólnie z Niemcami pacyfikowali powstanie.

 


O WOLNOŚĆ I GODNOŚĆ

Powstanie warszawskie wpisuje się w polski dylemat: Bić się czy nie bić? Jedną z odpowiedzi dał św. Jan Paweł II. W przesłaniu do rodaków na 50. rocznicę powstania pisał: „Niektórzy zadają sobie pytanie, czy było potrzebne. Nie można na to pytanie odpowiadać tylko w kategoriach czysto politycznych lub militarnych. Powstanie było poniekąd zwieńczeniem powstania trwającego przez cały okres II wojny światowej. Było kulminacyjnym aktem tej pięcioletniej walki, tego powstania całego Narodu, który w ten sposób wobec świata wyraził swój protest przeciwko pozbawieniu go niepodległości i dawał dowody, że gotów jest do największych poświęceń dla jej odzyskania i utrwalenia”. Warto przypomnieć te słowa, bo zapewne i w 80. rocznicę tej walki o wolność i godność znajdą się tacy, którzy sens heroicznego zrywu nazwą „obłędem”, zapominając, że był czymś przeciwnym. Był walką z obłędem narzuconym Polsce i Europie przez III Rzeszę. Walką prowadzoną przez pokolenie, z którego wyrósł bł. Stefan Wyszyński, kapelan Zgrupowania Laski-Kampinos Armii Krajowej ps. „Radwan III”. Jako Prymas Tysiąclecia powtarzał: „Nie ma miłości bez ofiary. Przez taką miłość zyskuje się prawo do Ojczyzny”.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Historyk, doradca prezesa IPN, w latach 2016–2024 był szefem Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych


redakcja@idziemy.com.pl

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 3 grudnia

Wtorek, I tydzień adwentu
Oto nasz Pan przyjdzie z mocą
i oświeci oczy sług swoich.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Łk 10, 21-24
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna przed uroczystością Niepokalanego Poczęcia NMP 29 XI-7 XII 
Nowenna do św. Barbary 25 XI-3 XII

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter