rys. Ludwika Molak, 7 lat
Jakie te dzieci do siebie podobne! – zdarza się słyszeć z ust osoby postronnej o napotkanym rodzeństwie. Opinia ta bywa wyrażona z najwyższym zdumieniem, tak jakby oczywistą cechą sióstr i braci było nie tylko wzajemne podobieństwo, ale wręcz jednakowość, jak figurek odciskanych z tej samej sztancy. Tymczasem dla rodziców, może zwłaszcza rodziców potomstwa liczniejszego niż klasyczna dwójka, różnorodność w jedności czy jedność w różnorodności to nic dziwnego, to wręcz samo życie. Treści kryjące się za tymi hasłami przychodzi im odkrywać z wielorakich ujęć i perspektyw. Nie tylko wszak z rozmaitością osób, ich powierzchowności i charakterów mają do czynienia, ale również z wielością łączących je więzów. Chodzi nie tylko o to, że każdy jest inny, ale i o to, że inna jest relacja „każdy z każdym”.
Relacje pomiędzy kilkorgiem rodzeństwa przypominają finezyjną i skomplikowaną konstrukcję. Ten z tym i owszem, ale już z tamtym jak cię mogę, tamten z owym o tyle, o ile, ów z tą jak najbardziej, ta znów z tamtą nie za bardzo, za to za owamtym wszyscy jak jeden mąż. Komu z kim po drodze, a z kim pod górkę, z kim konie kraść, a z kim koty drzeć – zresztą w ostateczności i tak kto się czubi, ten się lubi, a może na odwrót. Na co dzień odniesienia te wydają się mieć charakter rytualny. Wystarczy pretekst przy śniadaniu, by rozpoczął się znany wszystkim domownikom do znudzenia pokaz wzajemnych sympatii i animozji. Tak jak w odtwarzaczu, który po naciśnięciu przycisku „demo” prezentuje swoje funkcje, tryby i programy. Układ zmieniają wakacyjne wyjazdy poszczególnych członków rodziny. W gruz się obraca rutyna codziennych działań. Ktoś znika z domu – i to wystarcza, by dla pozostałych rozpoczęła się letnia przygoda: coś nowego i zaskakującego.
Do dziadków mieszkających na Mazurach wybywa siostra, w rodzinnej układance ulokowana symetrycznie pomiędzy parami starszych i młodszych braci. Jej niepozorna – wydawałoby się w takiej gromadzie – nieobecność sprawia, że ni stąd, ni zowąd nic nie działa tak jak zwykle. Jakby ktoś przeciął jakiś niewidoczny kabelek i wszystko zaczęło inaczej kontaktować. Pozostali w domu bracia nagle traktują się zupełnie inaczej niż na co dzień. Przede wszystkim zanikają wszelkie konflikty, waśnie i przepychanki, jak najbardziej normalne wśród czterech chłopców w różnym wieku. A przecież to nie siostra bywała zazwyczaj ich zarzewiem. Co się stało? Jak to działa? Dlaczego jeden wyjęty element naruszył strukturę?
Mama próbuje rozgryźć i zinterpretować to zjawisko, ale wreszcie się poddaje. Zadowala się obserwacją, że rodzina to misterna i złożona budowla. A skoro tak, to wygląda na to, że wszyscy stoimy za sobą murem.
![]() | Lidia Molak |