Osiemdziesiąt lat temu, 23 sierpnia 1939 r., dwa dotychczas wrogie sobie państwa, Niemcy i ZSRR, zmieniły całkowicie front i zawarły układ o nieagresji zwany paktem Ribbentrop-Mołotow.
Komisarz ludowy Wiaczesław Mołotow (pierwszy z lewej) u ministra spraw zagranicznych Rzeszy Joachima von Ribbentropa (z prawej, na pierwszym planie), listopad 1940
Za sprawą tego paktu Niemcy mogły bez przeszkód uderzyć na Polskę, a Sowiety zapewniły im przychylność w zamian za oddanie im m.in. wschodnich terenów II Rzeczypospolitej. Traktat zawierał tajny załącznik, wyznaczający „strefy interesów” obu krajów, którego treść poznaliśmy dopiero po wojnie, a Rosjanie do dziś się jej wypierają.
Ale pakt Ribbentrop-Mołotow ma jeszcze jeden ważny podtekst. Zaledwie kilka godzin po jego podpisaniu osobisty sekretarz ambasadora Niemiec w Moskwie Hans von Herwarth przekazał całą treść układu tajnych protokołów amerykańskiemu dyplomacie Charlesowi E. Bohlenowi, zresztą późniejszemu ambasadorowi USA w Moskwie. Są sprzeczne informacje, czy wiadomości te dotarły do Anglików i Francuzów; polscy historycy sądzą, że tak się stało, zwłaszcza że podobno wieści o tajnym protokole dotarły też do władz francuskich innymi drogami. A jednak z Londynu i Paryża nie przesłano do Warszawy żadnego ostrzeżenia.
OD NIENAWIŚCI DO PRZYJAŹNI
Przez lata komuniści byli głównymi wrogami niemieckich narodowych socjalistów. Hitler, doszedłszy do władzy, zdelegalizował Komunistyczną Partię Niemiec i prześladował jej działaczy. W 1936 r. mówił na zjeździe NSDAP: „stoimy bezwzględnie w śmiertelnie wrogim stosunku wobec bolszewizmu”. I rok później w Reichstagu: „Naukę bolszewicką uważam za największą truciznę”.
Z kolei narodowi socjaliści byli głównymi wrogami komunistów. Dla bolszewików od końca lat 20. wrogiem byli „faszyści”, a tym mianem określali wielu swoich przeciwników, nawet Józefa Piłsudskiego. Z początku bolszewicy cieszyli się z rządów Hitlera, bo byli przekonani, że „faszystowska dyktatura” w Niemczech szybko doprowadzi do rewolucji. Tak się jednak nie stało – i dlatego Międzynarodówka Komunistyczna w 1935 r. postanowiła, że komuniści będą w całej Europie budować jednolity front antyfaszystowski. Hitler stał się przeciwnikiem numer jeden.
Historycy twierdzą, że Hitler i Stalin czerpali ze swoich doświadczeń – tych, które nam wydają się najbardziej ponure. I że pomysł na nawiązanie współpracy pojawił się nie w sierpniu 1939 r., lecz znaczenie wcześniej.
Tak czy owak, kiedy w listopadzie 1938 r. Polska odrzuciła żądania Niemiec (m.in. przyłączenia Gdańska do III Rzeszy oraz przystąpienie do paktu antykominternowskiego – czyli antykomunistycznego) było już pewne, że wcześniej czy później dojdzie do polsko-niemieckiego starcia. Władze w Warszawie liczyły, że stanie się to nie wcześniej niż w latach 1940-1941, stąd też w 1939 r. do wojny nie byliśmy gotowi.
Ostatecznie Polskę wsparła Francja i Wielka Brytania. Później miało się okazać, że ani Francuzi, ani Anglicy nie zamierzali wyjść poza słowne deklaracje. Z pozoru jednak sojusz polsko-francusko-niemiecki zapewniał nam spokój, bo wspólnie mieliśmy więcej wojska niż Niemcy.
Dziś wiemy, że oficjalna oferta sowiecka dla Berlina pojawiła się już w kwietniu 1939 r. Ostatecznie Hitler wyraził zgodę dopiero cztery miesiące później i po krótkich rozmowach w Moskwie, 23 sierpnia, układ został podpisany przez szefa niemieckiego MSZ Joachima von Ribbentropa oraz sowieckiego ludowego komisarza (ministra) spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa.