Niezwykle krzepiąca była wiadomość, że rabin Michael Schudrich wystąpił w obronie Pomnika Katyńskiego z New Jersey

W tym całym zamęcie, żeby nie powiedzieć: wrzasku czy nawet piekle, jakie się ostatnio rozpętało i nie chce się zwinąć – bo też wiele złowrogich sił się o to stara – niezwykle krzepiąca była wiadomość, że rabin Michael Schudrich wystąpił w obronie Pomnika Katyńskiego z New Jersey. Rabin Schudrich, w odróżnieniu od burmistrza tego amerykańskiego miasta, mieszka w Polsce i dobrze wie, co oznacza symboliczna macewa w wagonie – Pomniku Poległych i Pomordowanych na Wschodzie w Warszawie przy ul. Muranowskiej, zaledwie kilkaset metrów od Pomnika Umschlagplatz. Rabin Schudrich przecież pamięta – bo był przy tym – jak oba te pomniki 11 czerwca 1999 r. połączył swoją obecnością i swoją modlitwą Jan Paweł II, o którym rabin mówi „nasz papież”. Rabin Schudrich wie, że przecież w Katyniu zginęli także polscy oficerowie wyznania mojżeszowego. Że wśród nich był ówczesny Naczelny Rabin Polowy Wojska Polskiego mjr Baruch Steinberg, zresztą członek Polskiej Organizacji Wojskowej i uczestnik obrony Lwowa w 1919 r. Rabin Schudrich wie i potrafi dać temu wyraz. Dlaczego inni nie potrafią?
Kilka dni temu na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie żegnaliśmy zmarłego w wieku niemal 102 lat Abrama Henryka Prajsa, porucznika Wojska Polskiego i ostatniego szwoleżera III Pułku Szwoleżerów Mazowieckich, żołnierza kampanii wrześniowej i bitwy pod Olszewem. Pisałam o nim kilka razy na naszych łamach, a Monika Odrobińska zrobiła mu ze dwa lata temu wspaniałe zdjęcie w mundurze, kiedy – prowadzony pod rękę przez młodego generała czy pułkownika – odchodzi od Grobu Nieznanego Żołnierza. Pana Prajsa żegnali zgodnie rabin Michael Schudrich i minister Jan Józef Kasprzyk, szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. I wszystko, co obaj mówili, było prawdziwe i szczere, bo wielu świadków życia Henryka Prajsa pamięta jego wierność polskiej i żydowskiej tradycji, jego poczucie honoru polskiego żołnierza, jego głęboki patriotyzm i dumę z żydowskiej tożsamości zarazem. Także ze mną rozmawiał o tym wiele razy i przyrzekłam mu, że będę o tym opowiadać. Został sam, bo reszta licznej rodziny zginęła w Zagładzie. Wojnę przeżył w mazowieckich wsiach nieopodal Góry Kalwarii, skąd pochodził, i potem związał się małżeństwem z córką rodziny, która go uratowała. Dlaczego pan Prajs potrafił tak żyć, że nie tylko nigdy sam nie mówił o Polsce źle, ale i innym na to nie pozwalał?
Za kilka dni pójdę na Mszę Świętą z okazji 97. urodzin naszej najstarszej autorki, Haliny Cieszkowskiej ps. „Alika”, żołnierza Powstania Warszawskiego, której rok temu poświęciłam felieton, także z okazji urodzin. Alika nigdy nie mówi o Polsce źle i innym też na to nie pozwala. A przecież wojna rozłączyła ją na zawsze z ukochanym Kazikiem, stalinowskie więzienie zniszczyło życie jej przyjaciołom, nie miała lekko.
Jak oni to robią?