Samuel Willenberg, syn malarza
Perec Willenberg, malarz synagog, we wrześniu 1944 r. mieszkał – a właściwie ukrywał się pod nazwiskiem Karol Baltazar Pękosławski – w kamienicy przy ul. Marszałkowskiej 60. Przez swój żydowski akcent nie mógł ukryć swojego pochodzenia, dlatego też często musiał zmieniać miejsce pobytu.
– Przeprowadzaliśmy się z miejsca na miejsce. Wcześniej mieszkaliśmy u pani sędziny przy ul. Natolińskiej, dokąd trafiliśmy z ul. Grójeckiej 104, bo pod numerem 80 zaczęły się już aresztowania – mówi Samuel Willenberg, 90-letni syn Pereca. Dla większego bezpieczeństwa ojciec przy ul. Marszałkowskiej udawał niemowę. – Nawet do mnie zwracał się, pisząc na kartce – wspomina Samuel Willenberg, który swoją historię opisał w książce „Ucieczka z Treblinki”. W przygotowaniu jest film na ten temat.
Samuel Willenberg jest także artystą, rzeźbiarzem. Po wizycie Jana Pawła II wyrzeźbił postać Papieża nad rozwiniętym zwojem Tory, która może już niedługo stanie w Warszawie. Jest ostatnim żyjącym uczestnikiem buntu w niemieckim obozie zagłady w Treblince, skąd uciekł 2 sierpnia 1943 roku, przedostał się do stolicy i walczył w Powstaniu Warszawskim.
– Akurat 4 września byłem na barykadzie na Mokotowskiej. Śródmieście było wtedy bombardowane przez Niemców. Zobaczyłem, jak w okolice domu, gdzie był ojciec, uderzyły cztery pociski nazywane krowami. Pobiegłem do ojca, który mieszkał na pierwszym piętrze. Leżał na łóżku, przykryty kurzem i gruzem, mówił, że źle się czuje. – Tato – mówię – zejdź do schronu. Zanim wyszliśmy z mieszkania, tata poszedł do pokoju i zabrał ze sobą pudełko, w którym trzymał akwarele, pędzle, węgiel, ołówki i pastele. Brodząc w gruzie, zaczęliśmy schodzić z pierwszego piętra na parter. Tata zatrzymał się przy zejściu do piwnicy i nie chciał już schodzić. Zaczął rysować ołówkiem i węglem głowę Chrystusa – opowiada Samuel Willenberg.
Wizerunek Chrystusa Perec Willenberg opatrzył napisem: „Jezu Ufam Tobie”. – Ludzie nabrali wtedy takiej otuchy, nadziei, że ocaleją, przeżyją wojnę – opowiada z werwą Samuel Willenberg.
Ocalenie budynku uznali za cud i przypisali go wizerunkowi Jezusa, bo kamienice wokół zostały zburzone. Jako drugi cud uznali to, że Perec Willenberg zaczął mówić.
– W tamtym czasie wszystkie zapasy żywności zostawiliśmy na ul. Natolińskiej. Po tym wydarzeniu tata zapraszany był przez mieszkańców na posiłki – opowiada.
Dlaczego żydowski malarz namalował ten niezwykły, głęboko katolicki w swojej wymowie wizerunek, wtedy z mało znanym jeszcze zawołaniem, które brzmi jak wyznanie wiary? Co działo się wtedy w jego sercu? Na to pytanie mógłby odpowiedzieć tylko on sam. Wiadomo, że w czasie okupacji malował obrazy Chrystusa, Matki Bożej i świętych, żeby zarobić na utrzymanie. Do obrazów często pozował mu syn Samuel. Tak powstał – zachowany do dziś – obraz Jezusa Miłosiernego w kościele św. Stanisława w Siedlcach.
– W czasie okupacji ojciec malował obrazy dla kościołów, z tego żył, ale wtedy, w Powstaniu, to był impuls. Zaczął rysować Chrystusa, schodząc do piwnicy. To w żadnym stopniu nie było zaplanowane – powiedział Samuel Willenberg 29 sierpnia, kiedy kopia Jezusa z kamienicy przy ul. Marszałkowskiej odsłaniana była w Muzeum Powstania Warszawskiego. Ale ten obraz nie był wykonany na niczyje zamówienie i nie był na sprzedaż. Został przecież namalowany bezpośrednio na sklepieniu.
Perec Willenberg był utalentowanym artystą, jednym z najbardziej cenionych malarzy fresków w synagogach. Wskazuje się go jako twórcę nowego żydowskiego stylu w sztuce. – W synagodze nie można malować twarzy. Ojciec używał w malowidłach hebrajskich liter – wyjaśnia syn artysty.
Perec Willenberg ozdobił m.in. synagogę w Opatowie, Częstochowie i w Piotrkowie. Organizował wystawy z Romanem Kramsztykiem, Stanisławem Wyspiańskim, Jackiem Malczewskim i Leonem Wyczółkowskim. Pracował także jako nauczyciel rysunku w żydowskim gimnazjum w Częstochowie. W tym mieście spędzał z rodziną ostatnie lata przed wybuchem wojny: z żoną Maniefą, córkami Itą i Tamarą, które zginęły w Treblince, oraz z synem Samuelem, któremu z Treblinki udało się uciec, aby dziś dawać świadectwo prawdzie. Perec Willenberg przeżył wojnę. Zmarł na gruźlicę w 1947 r. w Łodzi.
Trzy lata później, w 1950 r. Samuel z matką i żoną wyjechali do Izraela.
KOPIA W MUZEUM
– Kiedy w 1983 r. rząd komunistyczny w Polsce zezwolił na przyjazdy grupom z Izraela, przybyliśmy tu z żoną i córką. Jechałem tramwajem ul. Marszałkowską i zdumiony zobaczyłem, że kamienica z numerem 60 wciąż stoi. Wszedłem do klatki, a tam przy zejściu do piwnicy nadal był rysunek taty – wspomina Samuel Willenberg. Wtedy jeszcze nie wiedział, że podczas remontów wizerunek był starannie chroniony przez robotników.Podczas kolejnej z wizyt okazało się, że wizerunek Chrystusa przy ul. Marszałkowskiej został zasłonięty. – W sierpniu 2010 r. Samuel Willenberg zwrócił się do nas o zaopiekowanie się malowidłem i pomoc w wynegocjowaniu dostępu dla zwiedzających – mówi Anna Grzechnik z Muzeum Powstania Warszawskiego.
Wspólnota mieszkaniowa nie zgodziła się jednak na udostępnienie wizerunku. – Nie pozwolono nam na umieszczenie w bramie budynku kopii, wizerunku i tablicy z informacją o tej niezwykłej powstańczej pamiątce. Nie mogliśmy wykonać także kopii do Muzeum Powstania Warszawskiego – mówi Anna Grzechnik. – Kopię wykonano na podstawie zdjęcia zrobionego przez Samuela Willenberga w latach 80.
Odsłonięta została z udziałem Samuela Willenberga w Muzeum Powstania Warszawskiego 29 sierpnia. – Przygotowane dla niej miejsce nie jest przypadkowe. Znalazła się na ekspozycji poświęconej żydowskim artystom, obok jest fragment wystawy na temat Władysława Szpilmana. Kopię malowidła Willenberga scenograficznie umieściliśmy tak, by przypominała klatkę schodową – miejsce, gdzie znajduje się oryginał – tłumaczy Anna Grzechnik.