Oceny przypominają pogoń za korzyściami. Są skuteczne, dopóki przed nosem dynda marchewka albo za plecami czujemy kij. Czy możliwa jest szkoła bez ocen?
„Wstawię ci kolejną pałę, to się wreszcie weźmiesz do roboty” – ten koszmar lat szkolnych pamięta niejeden. Negatywne stopnie, jak wielu się nadal wydaje, motywują. Owszem, można bić po piętach, a wtedy człowiek będzie szedł szybciej, ale jak długo? I czy będzie bardziej zmotywowany? Oceny negatywne demotywują, pozytywne z kolei zabijają kreatywność. Dziecko „piątkowe” nie jest w stanie ponieść ryzyka wpisanego w kreatywność, z obawy przed oceną gorszą niż piątka. Wpisuje się więc w sztywne ramy nauczycielskich oczekiwań i się nie wychyla. Same dobre stopnie poza tym nie uczą ponoszenia porażek.
Satysfakcja zamiast piątki
Przed 1999 r. dzieci w klasach I-III oceniano stopniami. Badania wykazały, że nauczyciele i uczniowie zbytnio przy tym koncentrowali się na popełnianych błędach. – Skutkowało to lękiem uczniów, ich konformizmem, nastawieniem na rywalizację zamiast na współpracę, wzmacnianiem postaw egoistycznych, ograniczeniem kreatywności i ciekawości poznawczej – mówi Jacek Strzemieczny, lider programu Szkoła Ucząca się (SUS) i inicjator oceniania kształtującego (OK) w polskich szkołach. – Takie ocenianie służyło bardziej selekcji dzieci niż ich potrzebom rozwojowym. Ponadto uczyło je nauki dla stopni i pochwał. Należy pamiętać, że ocenę szkolną dziecko odbiera jako ocenę swojej osoby i zdolności.
Od 2000 r. mamy więc w edukacji wczesnoszkolnej ocenę opisową – jest ona połączeniem tradycyjnego szkolnego stopnia z raczkującą w polskiej edukacji oceną kształtującą. Niestety, często jest schematyczna – nauczyciele wystawiają ją na zasadzie „kopiuj-wklej” z opcji w dzienniku elektronicznym, wcale więc nie jest zindywidualizowana. Co więcej: formułowana jest dopiero na zakończenie okresu nauczania, kiedy uczeń nie ma już możliwości poprawy.
– Tymczasem odpowiednia informacja zwrotna to jedna z najmocniejszych dźwigni osiągnięć szkolnych – przekonuje Jacek Strzemieczny. – Powinna dawać uczniowi odpowiedź na pytania: dokąd zmierzam, jak mi się to udaje i jak mam się dalej uczyć. Ocenianie ma więc pomagać w dalszej nauce.
Skuteczne ocenianie, zdaniem Jacka Strzemiecznego, zakłada, że uczeń rozumie: czego ma się nauczyć (zna cel lekcji), po czym pozna, że się nauczył (zna kryteria sukcesu) i jakiego postępu dokonał w nauce (czyli co mu się udało, a nad czym ma jeszcze popracować i jak ma to robić). – W takiej sytuacji stopień jest nie tylko niepotrzebny, ale wręcz przeciwskuteczny – pointuje Jacek Strzemieczny.
Dlaczego szkoła jest tak przywiązana do ocen, a nauczyciele są ścigani, jeśli wystawiają ich za mało lub z niektórych z nich muszą się tłumaczyć? Dlaczego z kolei dzieci tak chętnie uczestniczą w różnych warsztatach, gdzie stopni nie ma?
– Szkoła nie wierzy, że dzieci i młodzież uczyłyby się dla samej przyjemności zdobywania wiedzy i umiejętności – odpowiada Jacek Strzemieczny. – Stopnie są formą kontrolowania i nagradzania. Myli się je ze sprawdzaniem i informacją zwrotną. Ostatnio na Zamku Królewskim zorganizowaliśmy konferencję dla szkół wdrażających ocenianie kształtujące. Pojawiło się tam 150 dyrektorów szkół i 500 uczniów, którzy zrobili na koniec roku fantastyczne projekty, za które nie dostali oceny – ich nagrodą była satysfakcja, że się przy tym czegoś dowiedzieli. Dziecko potrzebuje zauważenia, że się czegoś nauczyło, i skorygowania błędu. Ale stopnie tej informacji nie dają. Rodzice na Zamku Królewskim także podkreślali, że z otrzymywanej od nauczyciela informacji zwrotnej tworzonej na podstawie jasnych kryteriów oceniania wiedzą o postępach dzieci więcej niż z ocen.