Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) poinformowała w czwartek, że powoła niezależną komisję do oceny własnego postępowania w związku z pandemią Covid-19. Tymczasem w obronie WHO stanął doradca prezydenta USA Donalda Trumpa, który zdecydował sie o wyjściu Stanów zjdnoczonych z tej organizacji.
Na czele wspomnianej komisji mają stanąć była premier Nowej Zelandii Helen Clark i była prezydent Liberii Ellen Johnson Sirleaf.
Decyzja o samozbadaniu się w sprawie postępowania wobec Covid-19 jest wynikiem ostrej krytyki pod adresem WHO ze strony administracji prezydenta USA Donalda Trumpa, który zarzucił organizacji, że jest kontrolowana przez Chiny. USA mają wycofać się z WHO w ciągu roku.
Skala tej pandemii, która dotknęła praktycznie każdego na świecie, zasługuje oczywiście na odpowiednią i uczciwą ocenę. Wszyscy musimy spojrzeć w lustro: WHO, każde państwo członkowskie, wszyscy zaangażowani w reagowanie
- powiedział dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus podczas wideokonferencji z przedstawicielami 194 państw członkowskich.
Współprzewodniczące Clark i Johnson Sirleaf wybiorą pozostałych członków niezależnej komisji ds. gotowości i reagowania na pandemię (IPPR), która przedstawi następnie sprawozdanie okresowe na dorocznym spotkaniu ministrów zdrowia w listopadzie i „sprawozdanie merytoryczne” w maju 2021 roku.
IPPR „pomoże nam zrozumieć, co się wydarzyło - przez uczciwą ocenę - oraz pomoże nam zrozumieć, co powinniśmy zrobić, by zapobiec takiej tragedii w przyszłości" - podkreślił Tedros.
To nie będzie standardowy raport, który się odhacza, a następnie odkłada na półkę, by zbierał kurz. To coś, co traktujemy poważnie
- zaznaczył szef WHO.
Clark przyznała, że zadanie będzie „wyjątkowo trudne”, a laureatka Pokojowej Nagrody Nobla Johnson Sirleaf, której kraj został dotknięty epidemią eboli w latach 2014-2016, powiedziała, że z niecierpliwością czeka na „podjęcie wszelkich starań, by odpowiedzieć” na wyzwania pandemii.
Tymczasem doradca prezydenta USA Donalda Trumpa, epidemiolog Anthony Fauci ocenił w rozmowie z dziennikiem "Corriere della Sera", że mimo wad Światowa Organizacja Zdrowia, z której USA wyszły, jest potrzebna. W jego ocenie "koronawirus jest nadal silny" i to "dopiero początek pandemii" na świecie.
W opublikowanym w czwartek wywiadzie dyrektor Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych oświadczył:
Jeśli wszystkie kraje nie wprowadzą kroków, by zahamować wirusa, musimy oczekiwać jego jeszcze większego szerzenia.
Fauci przyznał, że w Stanach Zjednoczonych epidemia nie jest jeszcze pod kontrolą. Poza tym "obserwujemy wielkie ogniska w Brazylii, w RPA i w Azji".
To znaczy, że jesteśmy dopiero na początku pandemii, która - co bardzo prawdopodobne - jeszcze się pogorszy, zanim sytuacja ulegnie poprawie
- ocenił amerykański ekspert.
Jego zdaniem nie ma żadnych dowodów na to, że wirus słabnie, wbrew temu, co utrzymują niektórzy naukowcy, między innymi we Włoszech. Koronawirus "zostanie z nami przez długi okres" - ostrzegł.
Fauci wyraził opinię, że wielu młodych ludzi w różnych krajach nie zdaje sobie sprawy z tego, jak niebezpieczna jest trwająca pandemia.
Są błędnie przekonani, że wirus nie dotknie ich w poważny sposób. Chodzi jednak o to, że przyczyniają się do szerzenia się zakażeń wśród osób najsłabszych
- powiedział doradca prezydenta USA.
Według danych Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa ponad 12 milionów ludzi zostało zarażonych koronawirusem na całym świecie, z czego ponad 550 tys. zmarło.