Gorzej z politykami. Rządząca dziś Ukrainą Partia Regionów, choć demonstruje prorosyjskość, też wcale nie chce kurateli Moskwy, a prezydent Janukowycz ma jak najgorsze stosunki z Kremlem. Sęk w tym, że zbliżenie z UE, podpisanie umowy stowarzyszeniowej, oznaczałoby zgodę na przyjęcie znaczącej części unijnego prawodawstwa.
W efekcie niemożliwy stałby się taki manewr jak uwięzienie byłej premier i przywódczyni opozycji Julii Tymoszenko. Problem polega na tym, że nikt w UE nie twierdzi, iż Tymoszenko skazano bezpodstawnie. Chodzi o coś innego: jej proces nie może być uznany za uczciwy, a sprawa jest smutnym przykładem „selektywnego stosowania wymiaru sprawiedliwości”, by osłabić opozycję. Zresztą, ukraińskie prawo w ogóle jest kulawe. I tak na przykład pozycja prokuratury jest na tyle dominująca, że sądy w 97 proc. wszystkich spraw zgadzają się z aktem oskarżenia!
Usiłujemy przekonać Ukraińców,
by się ostatecznie zdecydowali,
w którą stronę chcą pójść
– i naszych unijnych partnerów,
by Ukraińcom zaufali
W razie reformy prawa niemożliwe byłyby też „cuda nad urną” i unieważnienie wyborów do parlamentu – a tak stało się po ostatnim głosowaniu – w pięciu jednomandatowych okręgach, gdzie zwyciężyli opozycjoniści. Po prostu dlatego, że ordynacja byłaby wtedy uczciwa, jasna i prosta.
A to, niestety, oznaczałoby kłopoty dla rządzących. Być może też – zmianę władzy. A tego oni zdecydowanie nie chcą. I dlatego widać ich wahanie. Zbliżenie do Europy jest dla nich po prostu niebezpieczne.
Jaki dialog?
Ukraina ma też wciąż kłopoty ze swoją tożsamością. Doświadczamy tego boleśnie w sprawie Wołynia, którego okrągła rocznica przypada w lipcu. Bo niestety, kraj ten ma problem z wyborem swoich bohaterów. Na Ukrainie zachodniej za bohaterów czasów najnowszych uznano żołnierzy UPA. Dla większości mieszkańców tych ziem byli oni „bojownikami o niepodległość”, przede wszystkim walczącymi z Sowietami. I faktycznie – UPA z Sowietami walczyła po II wojnie światowej. Niestety, wcześniej mordowała Polaków.
Rynek w Żółkwi
Na wschodzie zaś UPA zdecydowanie nie jest lubiana. Ale przede wszystkim dlatego, że tam nawiązuje się do tradycji sowieckich. W Doniecku czy Charkowie 9 maja – Dzień Zwycięstwa – obchodzony jest z fanfarami, a Armia Czerwona wysławiana, choć rzecz jasna nie przez wszystkich. To komuniści i Partia Regionów sprzeciwiają się wychwalaniu UPA. I stają po naszej stronie w sprawie Wołynia, co zresztą niespecjalnie powinno nas cieszyć. Poparcie komunistów w sporze o Wołyń nie jest nam wcale potrzebne.
I dlatego dialog historyczny z Ukraińcami jest mocno skomplikowany: ci, których chcielibyśmy mieć po swojej stronie, mają nieciekawych bohaterów – a wspierają nas ci, których nie lubimy. To wygląda na kwadraturę koła – i tym niestety jest.
Ważne jest jednak, byśmy z Ukraińcami rozmawiali. Bo w sprawie Wołynia i ciemnych kart wspólnej historii dialogu raczej nie ma; my rozmawiamy w swoim gronie – a oni w swoim. Zresztą, nie tylko w tej kwestii. Co prawda spotykają się prezydenci i premierzy, jest Forum Polsko-Ukraińskie, odnotować należy współpracę organizacji pozarządowych, ale tak naprawdę to współpraca jest dość skromna. A mogłaby być o wiele bogatsza. Z korzyścią dla obu stron.
Trzeba przy tym uświadomić sobie, że w bieżących sprawach politycznych sporów między nami nie ma. Polska była drugim po Kanadzie krajem, który uznał niepodległość Ukrainy po rozpadzie ZSRR. Przez lata byliśmy adwokatem Kijowa na Zachodzie. I to właśnie Polska czyni ogromne wysiłki, by w listopadzie, na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie Ukraina i Unia Europejska podpisały umowę stowarzyszeniową. Usiłujemy przekonać Ukraińców, by się ostatecznie zdecydowali, w którą stronę chcą pójść – i naszych unijnych partnerów, by Ukraińcom zaufali. To leży w interesie Polski, leży też w obiektywnie widzianym interesie naszych braci zza Buga i Sanu.
I na tym polega nasza szansa. Jeśli dojdzie do zbliżenia Ukrainy z Unią, łatwiejsza i lepsza będzie mogła być współpraca dwustronna. Byle tylko tę szansę wykorzystać.
![]() |
Piotr Kościński |