Gdyby we Lwowie czy Kijowie zaczepić przechodzącą ulicą osobę, to jest wielkie prawdopodobieństwo, że ma ona jakichś polskich przodków – jeśli nie ojca czy matkę, to przynajmniej dziadka lub babkę albo może jakiegoś wujka lub dalszego kuzyna. To dziś granica polsko-ukraińska oddziela ziemie etnicznie polskie (gdzie i tak żyje grupa Ukraińców) od ziem etnicznie ukraińskich (ze zwartymi skupiskami Polaków). Przed II wojną światową i wcześniej Ukraińcy sięgali aż po Krynicę Górską, a Polacy byli większością we Lwowie i stanowili znaczący odsetek ludności aż po Żytomierz. W 1918 roku w Kijowie blisko jedną piątą mieszkańców stanowili nasi rodacy. Etniczną przeszłość danego terenu najlepiej poznać, idąc na miejscowy cmentarz; w przypadku Kijowa warto przejść się na Cmentarz Bajkowy – groby polskie stanowią bardzo dużą kwaterę.
Ukraina ma problem z wyborem swoich bohaterów,
bo wciąż ma kłopoty ze swoją tożsamością.
Doświadczamy tego boleśnie w sprawie Wołynia,
którego okrągła rocznica przypada w lipcu
Przez wieki zawierane były małżeństwa Polaków z Ukrainkami i Polek z Ukraińcami. Jeśli nawet masowe stalinowskie deportacje z 1936 roku (Polaków z Ukrainy do Kazachstanu) i z lat 1940-41 (kolejne stalinowskie wysiedlenia Polaków) oraz wędrówki ludności w okresie bezpośrednio powojennym uprościły mapę etniczną na wschód i zachód od Bugu, to jednak liczne związki rodzinne pozostały. Ostatecznie, nawet prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz miał polskich przodków. To bardzo wiele o naszym wschodnim sąsiedzie mówi.
Religia różni
Oczywiście, nie jesteśmy całkowicie tacy sami. To zresztą niemożliwe. Zastanówmy się więc nad tym, co nas – oprócz historii – dzieli.
Taką sprawą jest na przykład wyznanie. Bardzo trudno o rzetelne dane; wyniki badań są sprzeczne – wystarczy zajrzeć do internetu, by przekonać się, że tak naprawdę nic nie wiadomo. Według jednych danych, katolików obrządku rzymskiego jest na Ukrainie 1,7 proc., a według innych – nawet 8 proc.! Rozsądniej jest przyjąć skromniejszą liczbę 1 mln, czyli około 2 proc. Większość z nich to Polacy, ale są i inni, np. liczni na Zakarpaciu Węgrzy.
Archikatedralny sobór św. Jura we Lwowie (obrządku greckokatolickiego)
Związani z Watykanem są też grekokatolicy. I znów trudno powiedzieć, ilu ich jest – na pewno wiemy, że zamieszkują zwarcie tzw. Galicję Wschodnią, czyli obwody lwowski, iwanofrankiwski (d. Stanisławów) oraz tarnopolski. Stanowią zapewne 6-8 proc. całego społeczeństwa.
Patrząc szerzej, szacuje się, że chrześcijanie stanowią większość obywateli kraju (reszta to głównie ateiści), ale czy jest to połowa, czy też więcej, do końca nie wiadomo. Spośród chrześcijan około trzy czwarte to prawosławni, podzieleni między trzy Cerkwie: Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego (nieuznawany przez tzw. cerkwie kanoniczne), Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego i niewielką Cerkiew autokefaliczną. Oczywiście, każda z dwóch większych Cerkwi przekonuje, że to ona jest większa; „moskiewska” silniejsza jest w centrum i oczywiście na wschodzie, natomiast „kijowska” – na zachodzie Ukrainy.
Cerkiew „moskiewska” jest tradycyjnie antykatolicka. Uważa też Ukrainę za swoje „kanoniczne terytorium”; dość częstym gościem jest tu patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl. Z trudem godzi się na to, że są tu katolicy, choć przyjmuje do wiadomości fakt, iż katolikami są głównie obywatele innych narodowości niż Ukraińcy. Wrogo traktuje natomiast grekokatolików. Tyle że tam, gdzie grekokatolicy są w większości, prawosławnych jest niewielu – i na odwrót.
Popiersie Maksyma Krzywonosa, jednego z przywódców powstania Chmielnickiego
Nieco lepiej jest w przypadku Cerkwi „kijowskiej”, której duchowni i wierni czasem szukają w katolikach sojuszników w obronie przed „moskiewskimi”. O ile trudno wyobrazić sobie kontakty „moskiewskiego” batiuszki z katolickim księdzem, o tyle duchowny „kijowski” raczej bez problemu odwiedza kościół.
W dość skomplikowany sposób przedstawiają się natomiast stosunki między katolikami rzymskimi oraz grekokatolikami. Poza Galicją Wschodnią stosunki układają się dobrze albo nawet bardzo dobrze, bo – pomijając wspólne podporządkowanie Ojcu Świętemu – jedni i drudzy są wszędzie w mniejszości. Zupełnie naturalną rzeczą jest odprawianie Mszy grekokatolickich w kościele, mieszkanie księdza grekokatolickiego na katolickiej plebanii, i tak zazwyczaj więcej niż skromnej. Choć trzeba pamiętać, że Kościół katolicki na Ukrainie wcale nie jest „polski”. Kiedyś, owszem, o świątyniach katolickich, np. w Kijowie, mówiło się „polskie kościoły”. To jednak przeszłość. Wzrasta liczba Mszy odprawianych po ukraińsku lub rosyjsku, co zresztą niepokoi miejscowych Polaków.