Ta wojna nie jest czarno-biała. Mimo że światowe media o jednej ze stron mówią z sympatią: rebelianci, a o drugiej: reżim. Pod pozorem zaprowadzania nowego politycznego ładu Syryjczykom zgotowano piekło.
Zrobiono tak, mimo że większość mieszkańców nie chciała konfliktu i uważała, że po tej wojnie może być tylko gorzej. Jedną z najbardziej pokrzywdzonych grup stali się w Syrii chrześcijanie.
Symbolem tej krwawej wojny stało się w ostatnich miesiącach Aleppo, miasto w północno-zachodniej Syrii, o które trwały zacięte walki – dziś morze gruzów i piętrzące się kikuty biurowców. Nic już nie przypomina, że dawniej była to handlowa stolica kraju oraz jedno z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanych miast na świecie. Pod koniec grudnia, na skutek wynegocjowanego porozumienia, dziesiątki tysięcy ludzi zostały z niego wreszcie ewakuowane. Ostatecznie, tuż przed świętami, Aleppo zostało zdobyte przez siły rządowe, czyli właśnie reżimowe.
Miasto w ciągu kilku ostatnich miesięcy było terenem zaciekłych walk oraz dramatu zwykłych Syryjczyków. Jak się szacuje, tylko w ciągu ostatnich kilku miesięcy Rosjanie wspierający wojska rządowe dokonali w Syrii niemal 19 tys. nalotów, podczas których śmierć poniosło 35 tys. osób. Media przemilczają, że zbrodni dopuszczają się także walczący z siłami rządowymi rebelianci. Zdaniem chaldejskiego biskupa tego miasta Antoine’a Audo, rebelianci w ten sposób bronili się przed nalotami i starali się wpłynąć na opinię międzynarodową.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym |