Nie jest więc z Polakami tak źle?
Jestem optymistką i lubię swoich rodaków. Trudno mi ich nie cenić, bo pamiętam, że setki tysięcy polskich patriotów potrafiły w beznadziejnej sytuacji działać jak odpowiedzialny i dojrzały naród. Po I wojnie światowej, tuż po powstaniu polskiego państwa, mimo osamotnienia w Europie, potrafiliśmy stawić opór bolszewickiej Rosji i obronić niepodległość. Jesteśmy fenomenem. Polski chłop, który podobno niczego nie rozumiał, rozumiał wystarczająco wiele, by w 1920 roku bronić Polski przed „rewolucją” i komunistycznym „wyzwoleniem od polskich panów”. Także Solidarność, która pojawiła się w podobno kompletnie zsowietyzowanym społeczeństwie, zmieniła Polskę i Europę. Teraz 31 sierpnia przypomina o milionach Polaków, którzy czuli podobnie i wiedzieli, o co chodzi. Byli patriotycznym, skutecznym – mimo agentury i fałszywych autorytetów – obywatelskim demosem.
Potrzebujemy dziś takich defilad, jakie widzimy 14 lipca w Paryżu?
Myślę, że tak. Prezydent Lech Kaczyński zorganizował defiladę w święto Wojska Polskiego – 15 sierpnia – i okazało się, że tysiące dumnych z tamtego zwycięstwa Polaków przyszło, by ją obserwować. To dobra data, są wakacje, rodzice mogą przyjść z dziećmi, opowiedzieć o tym, co się wydarzyło w 1920 roku. W końcu to była bitwa wygrana i dla Polski, i dla Europy. Myślę, że grupy rekonstrukcyjne są wyrazem tęsknoty za tą formą świętowania. Mamy do niej pełne, zgodne z europejskimi standardami prawo. Parada wojskowa jest sygnałem: mamy własne państwo, własne siły zbrojne i traktujemy na serio kwestię bezpieczeństwa naszej wspólnoty narodowej. To są oczywiste rzeczy, z których nie musimy się przed nikim tłumaczyć.
Jak powinien przejawiać się dzisiejszy patriotyzm? We Francji normą jest kupowanie samochodów francuskich marek.
To jeden z przejawów patriotyzmu. Pamiętam, że gdy Norwegowie odkryli u siebie ropę i zaprosili Amerykanów, żeby pomogli im budować platformy, a amerykańscy eksperci postawili koło Stavangeru swoje hollywoodzkie wille, Norwegowie bez cienia wahania nakazali ich rozbiórkę i ponowną budowę wedle norweskiego, prostego stylu. Statoil wydobywa ropę i gromadzi fundusze z myślą o kolejnych pokoleniach Norwegów i nie wstydzi się tego, że najważniejszy jest dlań interes norweski.
|
Mamy w Polsce problem z takim myśleniem. Po części dlatego, że PRL nie była naszym własnym państwem, a po części dlatego, że pseudoprawicowy slogan o „państwie minimum” utrwalił postawę lekceważenia wspólnoty i bagatelizowania państwa jako „dobra wspólnego”. Mam wrażenie, że od 24 lat toczymy swoistą, pozycyjną wojnę o przywrócenie w Polsce europejskich standardów tożsamości narodowej. Tym, którzy proponują rezygnację z patriotyzmu w imię „ideałów zjednoczonej Europy”, proponuję następującą kolejność działania: jeśli Niemcy zrezygnują z polityki historycznej i niemieckich interesów, a Francuzi przestaną cenić francuską kuchnię, francuskie samochody i francuską kulturę, to – po zaniku ich tożsamości narodowej – także my wiedzieni tym przykładem pójdziemy podobną drogą. Ale nie wcześniej.
Gdzie jeszcze winniśmy pracować na renesans patriotyzmu?
Czasami mam wrażenie, że sądzimy, że patriotyzm zrodzi się w Polakach sam, przez pstryknięcie palcami. Że wystarczy dobry dom rodzinny czy nauczanie Kościoła. To minimalistyczna mentalność podbitego narodu. Po to mamy suwerenne państwo, po to płacimy podatki, żeby nasze państwo w procesie budowania wspólnoty narodowej wspomagało w tym zadaniu rodzinę. Jest kilka rzeczy, których mamy prawo od państwa wymagać, a nawet żądać.
Po pierwsze, państwo winno poważnie traktować edukację historyczną i patriotyczne wychowanie – tak, właśnie patriotyczne! – w szkołach, powinno prowadzić świadomą politykę historyczną, np. sponsorować wybrane wydarzenia kulturalne, artystyczne etc. Jeśli Instytut Sztuki Filmowej ma pieniądze na dofinansowanie filmu „Pokłosie”, a nie może powstać, z braku pieniędzy, film o Żołnierzach Wyklętych, to znaczy, że polityka historyczna jest prowadzona, lecz w imię innych wartości i innych celów, niż te, o których mówimy.
Inna sprawa to dyskurs publiczny. Media publiczne są nasze wspólne, powstały z naszych podatków i nam winny służyć. To miejsce dyskusji, polemik, debat z równoprawnym prezentowaniem poglądów, także środowisk wiernych wartościom patriotycznym, budującym „pamięć i tożsamość” Polaków. Po to mamy media publiczne, by budowały, a nie niszczyły naszą wspólnotę narodową.
Oczywiście, patriotyzm to także płacenie podatków, wspieranie i utrzymywanie własnego państwa, przestrzeganie prawa oraz pamiętanie o dochodach współrodaków, a więc kupowanie polskich produktów. Na szczęście mamy zdrową żywność, dobrą odzież, meble, przemysł kosmetyczny itd., więc patriotyzm konsumencki nie pozbawia nas towarów wysokiej jakości.
W kontekście płacenia podatków warto pamiętać o solidarności społecznej, o pomocy ubogim, wykluczonym, co także jest wyrazem patriotyzmu wobec wspólnoty narodowej. Jestem głęboko wdzięczna papieżowi Franciszkowi za to, że przywraca słowo „solidarność”. Kiedyś górnicy strajkowali za pielęgniarki, bo wiadomo było, że one nie mogą odejść od pacjentów. To także był przejaw solidarności i patriotyzmu.
W końcu możemy być patriotami w codziennym dyskursie. Przyjęło się w socjologii, że na kształt opinii publicznej mają wpływ tzw. spontaniczni przywódcy opinii publicznej, czyli ci, którzy w tramwaju, w gronie znajomych mają dość energii i determinacji, żeby zabierać głos. Dobrze byłoby wprowadzić do naszego dyskursu sympatię do własnych rodaków, wzajemne zaufanie i jasny przekaz: „Kocham swój kraj, Polska jest fajna, jest mi tu dobrze. Nawet jeśli będzie ciężko, będę dążył do poprawy polskiego losu, a nie wyjadę”.
Jeśli będziemy tak myśleć i mówić, to ludzie, którzy wsadzają flagę polską w odchody i mówią, że dla Polski niczego nie zrobią, przestaną zarabiać dla stacji komercyjnych wielkie pieniądze z reklam. Bo jeśli wstydzimy się patriotyzmu, to ton nadają cyniczni i toksyczni, szydzący z polskiej tożsamości narodowej, swoiści „antypolacy”.
Barbara Fedyszak-Radziejowska (1949), etnograf i dr socjologii, była przewodniczącą Kolegium IPN. Pracuje w Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN, specjalizuje się w socjologii wsi i rolnictwa. W latach 1982-88 kierowała pracami zespołu socjologów badających opinie działaczy podziemnych struktur „Solidarności” dla RKW Mazowsze i TKK. Jest członkinią, założycielką i szefową Rady Programowej Ruchu Społecznego im. Prezydenta RP L. Kaczyńskiego. Autorka i redaktor publikacji z zakresu socjologii; uczestniczka debaty publicznej na tematy społeczne i polityczne. |
![]() | rozmawiał Radek Molenda |