Fala migrantów zalewająca Europę nie wzięła się znikąd. Kto i dlaczego ją uruchomił oraz kto i jak na niej korzysta?
Jednym z wydarzeń, które uruchomiło obecną falę migracji do Europy, była tzw. arabska wiosna. Rozpoczęła się 17 grudnia 2010 r., przetaczając się przez prawie wszystkie kraje Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu. Działo się to z politycznym i militarnym wsparciem zachodnich mocarstw, zainteresowanych zaimplementowaniem tam zachodniego modelu demokracji, w domyśle bardziej prozachodniego. W praktyce jednak po odsunięciu od władzy kolejnych dyktatorów kraje tamte pogrążały się w chaosie.
Skala migracji nasiliła się gwałtownie po wybuchu w marcu 2011 r. wojny domowej w Syrii, w której wspierana, szkolona i zbrojona przez Zachód opozycja wystąpiła przeciwko rządom prezydenta Baszara al-Asada.
Pierwsza fala migracji od roku 2010 docierała do Europy przez Morze Śródziemne i Włochy z dawnych kolonii francuskich, włoskich i brytyjskich. Druga, od roku 2014, mająca źródła głównie na Bliskim Wschodzie i w głębi Azji, szła bezpieczniejszym szlakiem przez Turcję i Grecję (grecką wyspę Lesbos dzieli od tureckiego wybrzeża zaledwie 6 km). Ale to nie Grecja była ostatecznym celem imigrantów. Szczególnym wzięciem cieszyły się Niemcy, Szwecja, Wielka Brytania i Francja. Wynikało to z rozbudowanego w tych krajach systemu świadczeń socjalnych oraz z istniejących już tam licznych mniejszości muzułmańskich.
„Nein” i „Wilkommen”
Nie bez znaczenia dla kierunków migracji były także pogłębiające się dysproporcje między najbogatszymi i najbiedniejszymi państwami Unii Europejskiej. Niemcy najbardziej skorzystały na światowym kryzysie finansowym z 2007 r. Stały się europejskim hegemonem i dlatego tam kierowało się coraz więcej nielegalnych imigrantów – nie tylko spoza Europy, ale także np. z Bałkanów. Tylko w pierwszej połowie 2015 r. liczba migrantów docierających do Niemiec, według danych tamtejszej policji, osiągnęła 179 tys., wprawiając rząd w zakłopotanie. Sytuacji nie zmienił przyjęty 8 czerwca 2015 r. przez Komisję Europejską wniosek o przesiedleniach, zgodnie z którym 20 lipca 2015 r., podczas spotkania Rady ds. Wymiaru Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych, uzgodniono przesiedlenie do różnych państw Unii bezpośrednio z Włoch i Grecji 22 tys. 504 osób klasyfikujących się jako prawdziwi uchodźcy.
W niemieckim podejściu do imigrantów symbolicznym, a być może i przełomowym, momentem było spotkanie Angeli Merkel z młodzieżą w Rostocku 15 lipca 2015 r. Odbywało się ono w ramach przedwyborczego cyklu: „Jak dobrze jest żyć w Niemczech”. Uczestniczyła w nim także całkowicie zasymilowana 14-letnia Reem z rodziny palestyńskich uchodźców. Dziewczyna wyznała, że chciałaby, jak jej rówieśnicy, studiować w Niemczech i realizować swoje marzenia, ale czy to możliwe – pytała – skoro jej rodzina zagrożona jest deportacją? Niemiecka kanclerz swoje twarde Nein, uzasadniła tym, że Niemcy nie udźwigną ciężaru przyjmowania wszystkich, którzy chcieliby do nich przyjechać. Obraz dziewczyny, która na te słowa rozpłakała się przed kamerami, obiegł media, wywołując falę krytyki pod adresem Merkel. Ostatecznie na mocy decyzji urzędu imigracyjnego w Rostocku z grudnia 2015 r. Reem i jej rodzice mogli pozostać w Niemczech do końca roku 2017.