Wydawało się, że sprawa ucichnie. I ucichła, ale do czasu Brexitu. Już po brytyjskim referendum minister Jose Mauel Garcia-Margallo oświadczył, że jego kraj będzie nalegał na współpanowanie nad „Skałą”. – Mamy całkowitą zmianę sytuacji, która otwiera w sprawie Gibraltaru nowe możliwości, niewidziane od dawna – podkreślał.
Najwyraźniej Madryt wpłynął na Brukselę tak, że przyszłość liczącego 30 tys. mieszkańców terytorium stała się ważnym punktem w negocjacjach UE – Wielka Brytania. Na tyle ważnym, że może zmusić Brytyjczyków do ustępstw. Tymczasem Gibraltarczycy biją na alarm. „Hiszpania będzie miała prawo weta wobec każdej decyzji Wielkiej Brytanii w sprawie Gibraltaru” – pisze dziennik „Gibraltar Panorama”. Oczywiście to przesada – nie każdej, a tylko dotyczącej stosunków Unia Europejska – Gibraltar. Jednak „Gibraltar Panorama” domaga się od rządu w Londynie, by nie zgadzał się na żadne negocjacje w sprawie Brexitu, jeśli Bruksela nie zrezygnuje z punktu 22. Czy jednak dla Londynu „Skała” ma dziś aż tak wielkie znaczenie, by poświęcać dla niej inne, kluczowe sprawy?
Sprawa ma też inny wymiar, dotyczący całej Unii Europejskiej. Julio Ponce z ugrupowania Voice of Gibraltar („Głos Gibraltaru”) mówi, że 96 proc. mieszkańców „Skały” głosowało w referendum przeciw Brexitowi. Teraz jednak czują, że nie mieli racji, bo Unia źle potraktowała Gibraltar. – Gdy UE nas opuściła, jest czas, by wsparła nas Wielka Brytania. Trzeba jednak pamiętać, że Gibraltar musiał walczyć z Anglikami o wszystko, o co prosił. I raczej nie będzie inaczej w przyszłości – mówił Ponce w wypowiedzi dla pisma „Gibraltar Panorama”.
Kto wygrałby wojnę?
Na razie dominują nastroje wojenne. Alex Brill ekspert z American Enterprise Institute w wypowiedzi dla tygodnika „Newsweek” przypomniał, że Brytyjczycy mają 150 tys. żołnierzy, 407 czołgów, 91 samolotów bojowych i 37 dużych okrętów wojennych, Hiszpania zaś 125 tys. ludzi, 108 samolotów oraz 34 jednostki morskie. I stwierdził, że co prawda Wielka Brytania jest uznawana za kraj silniejszy, jednak ma więcej geopolitycznych interesów w świecie do obrony, niż Hiszpania. W efekcie być może ewentualną brytyjsko-hiszpańską wojnę wygrałby Madryt. A chodzi o państwa będące sojusznikami i stanowiące ważne ogniwa NATO…
Szef gibraltarskiego rządu podróżował do Londynu, szukając poparcia u różnych polityków, i z rządu, i opozycji. Lider laburzystowskiej opozycji w Izbie Gmin Jeremy Corbyn zapewnił go o swym „pełnym poparciu” i powiedział, że nie powtórzy się sytuacja z przeszłości, kiedy to niektórzy deputowani Partii Pracy zgadzali się na podzielenie się odpowiedzialnością za Gibraltar z Hiszpanią. W końcu głos zabrała premier Theresa May, która powiedziała szefowi Rady Europejskiej Donaldowi Tuskowi, że jej rząd nie będzie dyskutował o przyszłości Gibraltaru podczas brexitowych negocjacji.
Bardzo ciekawy punt widzenia przedstawił niedawno Brian Reyes w innej lokalnej gazecie, „Gibraltar Chronicle”: co prawda Brexit i hiszpańskie żądania bardzo niepokoją Gibraltarczyków, ale są i dobre strony tej sytuacji. „Międzynarodowe media nakierowały swoje spojrzenie na nas. Musimy przejąć to, co w tej sytuacji jest korzystne – unikatową możliwość powiedzeniu światu, kim jesteśmy, czego chcemy i czego oczekujemy, a co zostało nam obiecane” – podkreślił.
Brytyjska premier powiedziała szefowi Rady Europejskiej,
że jej rząd nie będzie dyskutował o przyszłości Gibraltaru podczas brexitowych negocjacji
Reyes zauważa, że żadne pieniądze nie mogą kupić takiego zainteresowania. I choć twierdzi, że lepiej byłoby nie znaleźć się w takiej skomplikowanej i trudnej sytuacji, to jednak zauważa, że problem Gibraltaru znalazł się wśród najważniejszych informacji podawanych przez BBC i Sky News. Więc może jednak warto pocierpieć? Tym bardziej, że tuż wcześniej znalazł się na szczycie trendów Twittera, Facebooka i Gogle’a, a rządowe biuro prasowe zostało zasypane prośbami o wywiad z premierem Fabianem Picardem.
Eksperci uspokajają. – Histeria w sprawie „wojny” brytyjsko-hiszpańskiej o Gibraltar została wywołana przez jednego, mało znaczącego brytyjskiego polityka Michaela Howarda i podchwycona przez część prasy – mówi redakcji „Idziemy” Łukasz Kulesa z European Leadership Network (Europejska Sieć Liderów) z siedzibą w Londynie. – Problem Gibraltaru jest realny, ale w grę wchodzi kwestia zachowania jego związków gospodarczych i turystycznych z Hiszpanią po Brexicie, a nie jego „odzyskania” przez Madryt. Chociaż po obu stronach może być trochę patriotycznego napinania muskułów, to problem ten zostanie rozwiązany polubownie, w ramach szerszego porozumienia w sprawie Brexitu – uważa.