Ostatnia fala ataków na abp. Hosera
spowodowana jest również
udaną pod każdym względem
organizacją rekolekcji na Stadionie Narodowym
Niewątpliwie, bo niechęci do tej inicjatywy nie kryje ani Aleksandra Pawlicka w „Newsweeku”, ani Katarzyna Wiśniewska w „Gazecie Wyborczej”, ostatnia fala ataków na abp. Hosera spowodowana jest również udaną pod każdym względem organizacją rekolekcji na Stadionie Narodowym dla prawie 58 tys. ludzi pod przewodnictwem ks. Johna Bashobory z Ugandy. „Newsweek” wprost zarzuca arcybiskupowi, że zaprosił kapłana z sąsiadującego z Rwandą kraju, aby zniwelować ewentualne oskarżenia o rzekomo negatywną rolę, jaką miał odegrać w rwandyjskim ludobójstwie. Zarzuca mu także „wrodzoną smykałkę do interesów”, bo póki co – jeszcze nie „kułackie pochodzenie”. Wcześniej wielu przedstawicieli dyktatury relatywizmu usiłowało wpłynąć na abp. Hosera, aby odciął się od ubiegłosobotniego spotkania, a najlepiej przepędził ugandyjskiego charyzmatyka. Z jednej strony przedstawiciele tzw. społeczeństwa otwartego i Kościoła otwartego w rozumieniu Karla Poppera boją się przecież masowej religijności i katolickich mas, z którymi nie potrafią rozmawiać. Świetnie się za to dogadują z tzw. „elitami”. Z drugiej zaś pamiętają ostry protest abp. Hosera przeciwko zorganizowaniu w dniu i godzinie wybuchu Powstania Warszawskiego koncertu Louisy Weroniki Ciccone, który minister Mucha dofinansowała niezgodnie z prawem na sumę prawie 6 mln złotych. Na tym tle przewidywane powodzenie rekolekcji ewangelizacyjnych na stadionie musiało gryźć w oczy.
Sporo racji może mieć także Piotr Semka, który na portalu tygodnika „Do Rzeczy” twierdzi, że atak na abp. Hosera w „Newsweeku” kierowanym przez Tomasza Lisa ma również związek z odwołaniem ks. Wojciecha Lemańskiego z probostwa w Jasienicy. Pytania o Rwandę stawiał przecież ks. Lemański Arcybiskupowi już przed paroma laty jako jeden z pierwszych! Media wykorzystujące dotąd zbuntowanego księdza w swoich atakach na Kościół podnoszą ten sam zarzut, usiłując zaszczuć Arcybiskupa na tyle, aby nie miał już sił egzekwować posłuszeństwa od ich pupila. Wiedzą bowiem, że w cywilizacyjnym sporze o człowieka i o miejsce wiary w życiu publicznym mogą stracić sojusznika, tym cenniejszego, że w kościelnych szeregach.
Jednym z powodów ataków na abp. Hosera mogą być także zawiedzione nadzieje, jakie w związku z jego powrotem do Polski wiązała „Gazeta Wyborcza” i ideowo bliskie jej media. Pisano i mówiono w nich o światłym lekarzu, obytym w świecie, nie tylko w Afryce i na Watykanie, ale również w Paryżu i w Brukseli. Nie ukrywano w nich nadziei, że zasili szeregi tzw. „Kościoła otwartego”, a nawet stanie na jego szpicy. Na Zachodzie utrzymywał przecież kontakty z bardzo wpływowym dzisiaj Prezesem Fundacji Batorego Aleksandrem Smolarem i z innymi współczesnymi moderatorami życia społecznego w Polsce. Aż tu, po powrocie do Polski, abp Hoser swoje doświadczenie z Zachodu wykorzystuje dla przeciwdziałania destrukcji Kościoła, człowieka i Polski. Głos abp. Hosera nie tylko w sprawach Ewangelii, bioetyki czy dyscypliny kościelnej, ale także w kwestii uszanowania pamięci Powstania Warszawskiego i Styczniowego czy przeciwko honorowaniu Armii Czerwonej pośród bloków, w których mieściły się katownie NKWD, brzmi dzisiaj w Warszawie najmocniej.
Jeśli rację ma ludowa mądrość, według której:
„Jak Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera”,
to rzeczywiście karząca ręka Boga
musiała zaciążyć nad redakcją „Newsweeka”
z całą surowością
Przez jasne stawanie po stronie prawdy, Kościoła i narodu, abp Hoser zdobył sobie szerokie uznanie wśród duchowieństwa i wiernych w całej Polsce. A to nie tak przecież miało być… Ci, którzy się w swoich nadziejach na nim zawiedli, tym bardziej szukają więc dzisiaj zemsty. Stąd ataki na oślep. Bo nie tylko „miłość jest ślepa”. Nienawiść też zaślepia.
„NEWSWEEKA” NIE KUPUJĘ
W artykule Aleksandry Pawlickiej „Karząca ręka Boga” jednym z niewielu prawdziwych stwierdzeń jest niewątpliwie to zawarte w tytule. Bo jeśli rację ma ludowa mądrość, według której: „Jak Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera”, to rzeczywiście karząca ręka Boga musiała zaciążyć nad redakcją „Newsweeka” z całą surowością. Tylko tak można zrozumieć brak rozumnego krytycyzmu redakcji wobec potoku kłamstw i prymitywnych manipulacji, które naraz w jednym tekście zmieściła Aleksandra Pawlicka.Dla jasności zaznaczam, że „Newsweeka” nie kupuję, od kiedy kieruje nim Tomasz Lis. Zwyczajnie wstydzę się brać do ręki czasopismo, które ubliża moralności i dobrym obyczajom – począwszy od wulgarnych okładek. Co ludzie by sobie o mnie pomyśleli, widząc mnie na ulicy z czymś takim!
Artykuł Aleksandry Pawlickiej, który trafił do mnie najpierw w internetowym przeglądzie prasy, a potem w kserokopiach nadsyłanych do redakcji przez naszych Czytelników, utwierdził mnie tylko w moim postanowieniu. Bo jeśli poziom tego artykułu jest reprezentatywny dla wszystkich tekstów publikowanych w „Newsweeku” pod rządami Lisa, to ich czytanie uwłaczałoby mojej inteligencji. Myślę, że nie tylko mojej.
![]() | ks. Henryk Zieliński |