Trzeba tak żyć we własnym domu, by był on pustynią, gdzie Pan „mówi do serca” (Oz 2, 16).
Fot. arch. idziemy.plkomentarze Bractwa Słowa Bożego,
autor: ks. dr Błażej Węgrzyn
Pierwsze czytanie: 1 Kor 3, 1-9
Wczorajsze przeciwstawienie ludzi „duchowych” ludziom „zmysłowym” uplastycznia się: ci ostatni dziś stają się ludźmi „cielesnymi”, a dokładniej, „niemowlętami w Chrystusie”. Być może w tle obecnego fragmentu znajduje się stawiany św. Pawłowi zarzut, że nie wprowadzał Koryntian w najgłębsze tajemnice wiary (czymkolwiek by były); on tłuma-czy się jednak, że chrześcijanie ci byli zbyt „słabi”, potrzebowali więc „mleka, a nie po-karmu stałego”. Niestety, nie była to słabość niewinna, lecz zawiniona: „Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?”. By kontemplować wielkie tajemnice Boże, trzeba mieć oczyszczone serce: „Boga oglądać będą ludzie czystego serca” (por. Mt 5, 5). Nie chodzi tu bynajmniej o spełnienie formalnego warunku, by otrzymać kod dostępu; to raczej kwestia wydolności serca. Dopóki Koryntianie nie uznają pomocniczej, instrumentalnej roli swoich mistrzów – Pawła, Apollosa, Kefasa i innych – dopóty mogą pożegnać się z duchowym rozwojem: „Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg”. Aby z kondycji „niemowląt” – ludzi „zmysłowych i cielesnych” – przejść do stanu ludzi prawdziwie „duchowych”, trzeba przejrzeć na rzeczywi-stość Ducha Świętego, którego łaska tajemniczo nas „uprawia” i „buduje”, posługując się mniej lub bardziej udanymi pośrednikami. Czy to przejście mam już za sobą, czy też nadal niezdrowo uwieszam się na religijnych przewodnikach?
Psalm responsoryjny: Ps 33 (32), 12-13. 14-15. 20-21
Powiedzieliśmy, że Apostołowi zależy bardzo na tym, by Koryntianie przeakcento-wali ludzkie pośrednictwo łaski na rzecz jej samej, by w ich sercach dokonał się przewrót, którego wcześniej pragnął sam Jezus: „Wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu!” (por. J 10, 38). Dodajmy, że stawką jest tu trwałość wiary: ludzkie pośrednictwo bowiem albo moralnie rdzewieje (jak u wielu liderów popada-jących w gorszący grzech), albo po prostu się kończy (jak u samego Chrystusa, który wstą-piwszy do Ojca, rozpoczął mistyczną ekonomię sakramentów). Toteż dzisiejszy psalmista deklaruje: „Dusza nasza oczekuje Pana, On jest naszą pomocą i tarczą!” – nie Apollos i nie Paweł, lecz Pan właśnie! A Nan. C. Merrill parafrazuje: „Nasza dusza tęskni za Umiłowa-nym, za pokojem, radością i bezpieczeństwem” – których nie dadzą nawet najwięksi świad-kowie, lecz tylko Umiłowany; nawet jeśli uczyni to poprzez tych świadków.
Ewangelia: Łk 4, 38-44
W pewnym sensie dzisiejsza otwierająca scena Ewangelii – uzdrowienie teściowej Szymona – jest odpowiedzią na wczorajsze pytanie: by przyjąć Jezusa nie w Pawłowym „duchu świata”, jako zaledwie „niemowlę w Chrystusie”, ale w „duchu Bożym”, jako „człowiek duchowy”, trzeba uczynić to we własnym „domu”, naprawdę wpuścić Jezusa do siebie, dopuścić Go do swojego serca. Trzeba unikać bezproduktywnego przyklejania Mu Mesjaszowych łatek (jak czyniły to złe duchy) i zamiast tego udawać się z Nim na „miejsca pustynne”: tam, gdzie cisza i skupienie; tam, gdzie można z Nim przyjaźnie przestawać. Trzeba tak żyć we własnym domu, by był on pustynią, gdzie Pan „mówi do serca” (Oz 2, 16).