
– To już późny wrzesień, powstanie chyli się ku upadkowi, brakuje wszystkiego, dlatego na pewno nie jest nikomu lekko, brakuje opatrunków, ranni nie mają wody, warunki są po prostu straszne – mówi aktorka Zofia Wichłacz, która wciela się w postać „Biedronki”.
Za chwilę będzie kręcona dramatyczna scena. Aktorzy i statyści zajmują wyznaczone im miejsca. Do sali przychodzi reżyser – Jan Komasa.
– Musicie pokazać teraz swoje wszystkie emocje. Nas tu nie ma, jest tylko kamera. Patrzycie na nią i błagacie o pomoc – mówi do aktorów.
– Nasz reżyser bardzo mocno nas inspiruje i chce, żebyśmy jak najwięcej dawali z siebie postaci, którą gramy, postać wpuszczali do siebie – zdradza aktorka Anna Próchniak – „Kama”.
Na planie zapada cisza. Wszyscy skupieni, czekają na słowo: „akcja!”. Zaczyna się. Ojciec błaga o pomoc dla umierającego dziecka, sekunda po sekundzie słychać kolejne jęki i krzyki. Lekarze są bezradni. Umiera młody chłopak, znajdująca się obok kobieta wrzeszczy z rozpaczy, mama próbuje uspokoić płaczące dziecko. Wszyscy tracą już nadzieję.
Podobnych scen w filmie będzie znacznie więcej. Walki, przemieszczanie się w kanałach, śmierć powstańców i cywilów, powstańcze szpitale zrobią wrażenie. Jednak w „Mieście44” nie zabraknie także innych wydarzeń.
– Zobaczymy życie codzienne młodych ludzi. Można powiedzieć, że dzieci, które bawiły się w wojnę, nagle znalazły się w centrum wojny, prawdziwej wojny – zaznacza Anna Próchniak.
– Ukazana zostanie historia oddziału, grupy przyjaciół, ich codzienne życie w konspiracji chwilę przed powstaniem i w trakcie jego trwania – dodaje Zofia Wichłacz.
– Wielu powstańców mówiło nam, żeby pamiętać, jak oni bardzo cieszyli się, że mogą walczyć, że biorą udział w powstaniu, bo walczą o niepodległość, o miłość, o wolność emocji dla siebie i dla swoich przyjaciół. Powstańcy podkreślali, że był to dla nich piękny czas, szczególnie na początku, bo potem było coraz ciężej. Prosili nas, żebyśmy pokazali także tę stronę entuzjastyczną, aby powstanie nie było obrazem potwornego wydarzenia i jednego wielkiego płaczu, bo powstaniu towarzyszyły różne emocje – mówi Anna Próchniak.
REALIZM W KAŻDYM CALU
Pierwszy klaps padł 11 maja w godzinach porannych. Choć przygotowania do filmu trwają już od ośmiu lat, zdjęcia potrwają 63 dni – tyle, ile trwało Powstanie Warszawskie. – Od samego początku film był dużym wyzwaniem. Michał Kwieciński, producent, namawiał mnie, abym napisał scenariusz o Powstaniu Warszawskim. Miałem wątpliwości, bo wcześniej nie interesowałem się historią, jednak go napisałem. Narodziła się historia filmu na bazie pamiętników żołnierzy „Zośki” i „Parasola”, inspirowaliśmy się ich wspomnieniami, wydarzeniami i relacjami. Pierwszy konkurs na scenariusz przegraliśmy. Przez te lata Michał Kwieciński chodził i szukał pieniędzy na nasz film, budżet zmieniał się wiele razy – wciąż nie jest zamknięty – ale ostatecznie po 8 latach mogliśmy przystąpić do zdjęć – zaznacza Jan Komasa. – Droga do powstania filmu była długa, ale mam nadzieję, że mimo wszystko film ma nadal w sobie świeżość, bo najłatwiej ją zgubić – dodaje.
Sceny powstały i powstają nie tylko w stolicy, ale także we Wrocławiu, Łodzi, Świebodzicach, Waliniu i w Modlinie.
– Klimatu Warszawy w Warszawie jest już teraz o wiele mniej, dlatego musieliśmy szukać go po całej Polsce i myślę, że nam to się udało. Zależy nam, aby każda dzielnica stolicy była dobrze sportretowana. Chociażby Wola różniła się od Czerniakowa, Śródmieścia, Starego Miasta. Przez cały czas trzymamy się realiów – podkreśla Jan Komasa.
Ogromny wpływ na film mają najwięksi bohaterowie – powstańcy. Pułkownik Edmund Baranowski, uczestnik Powstania Warszawskiego, czytał scenariusz wiele razy.
– Z żywym zainteresowaniem przyjąłem wiadomość o tym, że będzie film o Powstaniu Warszawskim. Sprawa jest bardzo trudna zarówno dla reżysera, producenta, jak i dla wykonawców. Ciężko jest wcielić się w psychikę naszego pokolenia. Jest to zadanie trudne, ale nie niemożliwe do spełnienia – mówił pułkownik podczas konferencji prasowej w Muzeum Powstania Warszawskiego.
– Powstańcy pomagali mi przy scenariuszu przez całe osiem lat. Na bieżąco konsultuję z nimi kwestie, które są do dzisiaj sporne. Pytamy powstańców o najmniejsze szczegóły, chociażby o to, czy tego konkretnego dnia powinni nosić opaskę na lewym czy prawym ramieniu. Cały czas mamy kontakt telefoniczny z paroma powstańcami, którzy odwiedzają nasz plan i udzielają nam cennych wskazówek. Jesteśmy także informowani o pewnych sugestiach ze środowiska powstańczego. Przez te wszystkie lata odbyliśmy wiele rozmów, współpracowaliśmy z Muzeum Powstania Warszawskiego. Mam tam nawet swój pokoik, w którym pracuję – opowiada Jan Komasa, który jest reżyserem obrazu w wyprodukowanym przez MPW dokumencie złożonym z powstańczych kronik.