Niewiele parafii mogłoby się pochwalić takimi słowami, jakimi abp Henryk Hoser SAC podsumował 75-lecie parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Zielonce i 20-lecie konsekracji tamtejszego kościoła.
Zielonkowska wspólnota parafialna – jak zauważył ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej – w swojej krótkiej, ale bogatej historii ma szczęście do kolejnych proboszczów. Każdy wiązał się z tym miejscem na wiele lat. Pasterze zaś zawsze mogli na swoich wiernych liczyć.
Świątynia materialna
Sto lat temu Zielonka była jedynie liczącą ok. 700 mieszkańców osadą na trasie kolei Warszawa-Petersburg, ale pod koniec października 1902 roku uroczyście poświęcono tu, dziś w Domu Pomocy Społecznej, kaplicę. To dało impuls, by z czasem kaplicę zamienić na kościół i stworzyć tu parafię. Starania rozpoczął w 1931 roku opiekun kaplicy ks. Bolesław Jagiełłowicz. Już wtedy pracowały tu – jak dziś – siostry obliczanki i siostry dominikanki misjonarki. Do 1936 roku zbudowano prezbiterium, zakrystię i kościelną kaplicę. W czerwcu 1938 roku budowę poświęcił kard. Aleksander Kakowski, a 6 listopada 1939 roku erygował tu parafię abp Stanisław Gall. Proboszczem został ks. Jagiełłowicz.Wojna przerwała budowę świątyni, a i po wojnie nie było to łatwe. Kolejny proboszcz w latach 1947-1975 ks. Zygmunt Abramski dobudował plebanię i wikariatkę oraz założył miejscowy cmentarz. Następnie w latach 1975-1986 proboszczem był ks. Kazimierz Kalinowski, który dobudował kościelną wieżę, przysposobił do użytku dolny kościół i postawił dom katechetyczny. Od 1986 roku proboszczem w Zielonce jest ks. prałat Mieczysław Stefaniuk. Wykończył i wyposażył świątynię, którą 30 października 1994 roku konsekrował bp Kazimierz Romaniuk.
Z żywych kamieni
Przez 55 lat, które minęły od powstania parafii do konsekracji jej kościoła, kapłani systematycznie i skutecznie budowali tu wspólnotę wiernych.Co ją wyróżnia spośród innych? – Wspaniali, ofiarni ludzie, którzy tu mieszkają. Mają przywiązanie do tradycji i angażują się we wszystko, co dzieje się i w parafii, i w ich mieście – mówi bez chwili namysłu ks. Stefaniuk.
Czegóż w zielonkowskiej parafii nie ma? Obok grup tradycyjnych, jak ministranci, lektorzy, bielanki czy Kościelna Służba Porządkowa Totus Tuus, od 30 lat jest tu Droga Neokatechumenalna, Koło Misyjne, Przymierze Rodzin, Ruch Światło-Życie, pięć kręgów Kościoła Domowego i chętni do stworzenia kolejnych. Prężnie działają Akcja Katolicka, Stowarzyszenie Matki Bożej Patronki Dobrej Śmierci, Zjednoczenie Apostolstwa Katolickiego. Rozkwit przeżywają dziecięce Koła Żywego Różańca: podwórkowe i szkolne. Oddolnie tworzą się w szkołach Koła Różańcowe Rodziców. – Spotykają się, zamawiają Msze Święte. A to są młodzi ludzie. Z kolei w sprawach administracyjnych, gospodarczych – jak się wie, do kogo się zwrócić, to zawsze otrzyma się pomoc i dobrą radę – mówi ksiądz proboszcz. Gdy mówi o swoich parafianach, szeroki uśmiech nie opuszcza jego twarzy.
Specyfiką parafii jest także bardzo dobra współpraca z lokalnymi władzami. Jednym z owoców są czynny od lat Dom Samotnej Matki, otwarty dla wszystkich, Dom Św. Józefa, działający od 2011 roku przy parafii dekanalny punkt pomocy małżeństwu i rodzinie czy parafialne przedszkole. A w najbliższych planach jest Dom Dziennego Pobytu dla osób starszych.
– Już jest przygotowany na terenie miasta lokal, który parafia chce wynajmować. Pierwsze spotkanie odbędzie się 14 listopada w Domu Św. Józefa. Zapraszam wszystkich – mówi ks. Mieczysław.
Recepta na dobrą parafię
To parafianie zgłosili rok temu swego prałata do konkursu na Proboszcza Roku i tłumnie przyjechali z nim do siedziby Episkopatu, kiedy ogłaszano werdykt: wiwatom nie było końca, a wzruszony laureat jak zawsze skromny nie chciał zbyt wiele mówić. Ks. Stefaniuk jest też honorowym obywatelem Zielonki.Jaka jest jego recepta na dobrą parafię? – Trzeba tych ludzi, na ile to możliwe, kochać. Czasem jak Jezus – grzeszników. Trzeba ich akceptować, polubić takimi, jakimi są, nawet z ich słabościami. To trudne, ale z perspektywy 51 lat kapłaństwa widzę, że jeśli to odczują, starają się bardziej. Próbują dorównać tym gorliwszym i więcej od siebie wymagać. Wiem, że ile razy ich oceniałem, karciłem, nieraz byłem surowy, chcąc ich pobudzić do refleksji, gorliwości, tyle razy w parafii były zgrzyty. Sam się z tym źle czułem, a i oni nie byli szczęśliwi. Warto także być bezinteresownym. Bezinteresowność to w relacjach kapłani – wierni jedno z najlepszych lekarstw.
Radek Molenda |