A konkretnie, w jaki sposób podążać?
Z jednej strony musimy tworzyć i popierać różne wspólne inicjatywy. Na przykład istnieje Kapituła Polsko-Ukraińskiego Pojednania, której przewodniczy kard. Lubomir Huzar. W tym roku nastąpi kolejna edycja wręczenia nagród. Zależy nam, aby ktoś z hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego z Polski dołączył do kapituły. Kard. Dziwisz już wyraził zgodę.
Ważną rolę mogą odegrać wspólne pielgrzymki, zwłaszcza młodzieży. W tym roku młodzież ukraińska – 700 osób wraz z biskupem greckokatolickim ze Stryja uczestniczyła w piątek przed Niedzielą Palmową we wspólnej drodze krzyżowej na terenie obozu w Majdanku. Jestem przekonany, że przyszłość należy do młodzieży. Jeśli idea polsko-ukraińskiego pojednania zostanie przez nią przyjęta, to będzie kontynuowana w przyszłości.
Istotne też byłyby wspólne, bardziej systematyczne spotkania między naszym Synodem a Episkopatem Polski. Potrzebne są nie tylko wspólne nabożeństwa, lecz także wspólne deklaracje. Przecież dzieło polsko-ukraińskiego pojednania wciąż trzeba odnawiać w pamięci naszych wiernych i naszych społeczeństw.
Ważna jest tegoroczna idea Dni Wspólnej Modlitwy (11 lipca) zrodzona podczas rozmów z Kościołem łacińskim na Ukrainie. Nie wiem, czy w tym roku dojdzie do jej realizacji, ale jestem głęboko przekonany, że taki dzień wspólnej modlitwy za ofiary trzeba by organizować.
Niedawno odwiedziłem Wołyń i było mi bardzo przykro, że nie znalazłem tam żadnego pomnika pomordowanych Polaków. Potrzebne jest miejsce modlitwy za ofiary tej zbrodni, miejsce służące do godnego oddania szacunku. Powinny być tam upamiętnione również ofiary strony ukraińskiej. Jeśli razem będziemy się modlić, będzie to ważne świadectwo.
Jak Ksiądz Arcybiskup widzi przyszłość Ukrainy i jej miejsce w europejskiej przestrzeni?
Ukraina i Ukraińcy mają przyszłość tylko w Unii Europejskiej. W lutym br. przedstawiciele Wszechukraińskiej Rady Kościołów odbyli wspólną podróż do Strasburga. Razem dawaliśmy świadectwo, że społeczeństwo ukraińskie swoją przyszłość widzi właśnie w Unii. Nie oznacza to, że wszystko nam się tam podoba, ale nasza przyszłość jest tam. A droga Ukrainy do Unii Europejskiej idzie przez polsko-ukraińskie pojednanie i porozumienie. Prosimy więc, aby bracia z Polski nam w tym pomagali.
To macie zagwarantowane.
Wiemy i jesteśmy za to Polakom bardzo wdzięczni.
Jak Ksiądz Arcybiskup czuje się jako następca wielkich hierarchów greckokatolickich – metropolity Andrzeja Szeptyckiego i kardynała Josyfa Slipyja?
Dla mnie to wielki zaszczyt i zaskoczenie oraz wielkie wyzwanie, aby starać się ich naśladować, a także kontynuować ich linię działania. Z drugiej strony czuję, że jestem pod ich opieką. Metropolita Andrzej Szeptycki był moim patronem, gdy po upadku Związku Sowieckiego jako pierwszy grekokatolik wyjechałem na studia do Rzymu i wróciłem stamtąd z doktoratem.
Jak to rozumieć?
Uważam go za swojego patrona. Gdy kard. Myrosław Lubacziwśkyj zakomunikował mi, że chce mnie wysłać na studia do Rzymu, poszedłem do krypty w soborze św. Jura, gdzie jest pochowany metropolita Szeptycki, aby prosić go o błogosławieństwo i wstawiennictwo. I on nigdy mnie nie opuścił. Czułem, że ręka tego świętego człowieka była nade mną. A kiedy byłem rektorem seminarium we Lwowie, w sposób szczególny, poprzez modlitwę, czułem kontakt duchowy z kard. Slipyjem, który też był młodym rektorem tego seminarium. Czasem bywają takie sytuacje, kiedy nie można z nikim porozmawiać, poradzić się, a trzeba podjąć decyzję. Wtedy wzywałem pomocy kard. Slipyja. I jakoś zawsze wychodziło na dobre.
Otrzymałem jeszcze inny wielki dar – to, że mój poprzednik kard. Huzar żyje. Jest ze mną i mi pomaga. Jest dziś moim mistrzem, ojcem duchowym i doradcą.