Z abp. Henrykiem Hoserem SAC, ordynariuszem diecezji warszawsko-praskiej, rozmawia Radek Molenda
Mija piąta rocznica objęcia przez Księdza Arcybiskupa w wigilię uroczystości św. Piotra i Pawła posługi w diecezji, powrotu – jak Ekscelencja mówił wtedy – do „mojej Warszawy”. Nacieszył się już Ksiądz Arcybiskup stolicą?
Pięć lat szybko minęło i nie było ku temu wielu okazji. W miarę, jak czas upływa, mam coraz więcej zajęć i zobowiązań. Ale to prawda, że Warszawa jest miastem rodzinnym moim i moich przodków; jestem warszawianinem czwartego pokolenia. Staje się wielką metropolią, miastem niezwykle atrakcyjnym. Jest tu bardzo intensywne życie religijne, a że trwa ciągła rozbudowa i napływ nowych mieszkańców, stąd w obrębie Warszawy budujemy co najmniej 20 nowych kościołów.
Podczas ingresu Ksiądz Arcybiskup mówił, że po latach spędzonych za granicą wraca do punktu wyjścia. Jakie było te pięć lat?
To był czas odkrywania przede wszystkim Polski i Polaków; najbardziej zaskakujące są dla mnie zmiany mentalności społeczeństwa, które w latach 60. i 70. było o wiele łatwiejsze do odkodowania. Niesłychanie szybko się zmienia, widać coraz większe różnice pokoleniowe. Jest to społeczeństwo bardzo mało uodpornione na – mówiąc bez ogródek – forsowaną przez media rewolucję obyczajową, często niezdolne do docierania do obiektywnego obrazu rzeczywistości. Stąd nie ma świadomości tego, co się naprawdę w kraju i w Europie dzieje. Żyje kołysankami serwowanymi przez media. Wielkim zadaniem jest dla nas ukazywanie prawdy o życiu ludzi i społeczeństw oraz Kościoła.
Przed pięciu laty Ksiądz Arcybiskup zwracał uwagę na wagę budowania wspólnoty żywego Kościoła, „przełamanie pewnej bariery w komunikacji kościelnej” między duchowieństwem i wiernymi. Udało się?
Sytuacja się poprawia, głównie dlatego, że coraz lepsze i rozleglejsze są środki komunikacji samego Kościoła. Mamy bardzo dobre tygodniki opiniotwórcze, wiele diecezjalnych rozgłośni radiowych, pewne formy ukazujących się dzienników. To, że jest lepiej, nie oznacza jednak, że nie musimy się wciąż uczyć nowego języka według metody misyjnej – przemawiać językiem, jakim posługuje się słuchacz. Komunikacja to dla Kościoła nadal wielkie wyzwanie. Bardzo ważne jest obecnie sprostać nowej ewangelizacji, uwzględnić wszystkie znaki czasu. Nimi winniśmy się kierować i na nie odpowiadać.
A bariera komunikacji: biskup – duchowieństwo?
Trzeba sobie uświadomić dysproporcje. Jeśli biskup jest jeden, a księży pięciuset, to trudno codziennie z każdym mieć kontakt. Okazje spotkań są dość liczne, jednak mam niedosyt tych kontaktów. Poza tym przyjmuję wszystkich księży, którzy chcą się ze mną widzieć.
Łatwo jest łączyć posługę Pawła – kaznodziei i misjonarza, z posługą Piotra – administratora i pasterza?
Oni sami te posługi rozdzielili. Piotr był posłany do chrześcijan z rodu Abrahama, a Paweł do pogan. Niemożliwe jest łączyć w sobie wszystkie zadania i charyzmaty. Dzięki Bogu, mam współpracowników, z którymi staramy się dzielić wszystkie problemy i wyzwania. I muszę podkreślić, że są to ludzie bardzo oddani, lojalni. Często nie doceniamy tych, którzy z nami idą na „żniwo Pańskie”.
Translokaty, które właśnie się w diecezjach dokonują, czasem budzą emocje i wśród przenoszonych kapłanów, i wiernych. Dlaczego tak ważne jest, by kapłan zmieniał co jakiś czas miejsce swojej posługi?
Nie czasem, ale zawsze budzą emocje. Dotykają środowiska, życia i działania osób, a każdy z nas ma tendencję do zasiedzenia się. Tymczasem misyjny, apostolski duch Ewangelii polega na ogromnej mobilności, gotowości do zmienienia miejsca, posług, podejmowania nowych zadań. Ta mobilność powinna charakteryzować nas wszystkich. Nie powinniśmy się przywiązywać do jednego miejsca. Pan Jezus mówił: idźcie jeszcze do innych wiosek i miast, by głosić Królestwo Boże. Zwróćmy uwagę, jak ostatnio zwracał się papież Franciszek do nuncjuszy, którzy co kilka lat – jak wikariusze – zmieniają swoje miejsca posługi. Mówił: „jesteście pokoleniem nomadów”. Poza tym to dla nas wszystkich doskonałe ćwiczenie przed śmiercią, kiedy trzeba wszystko zostawić i odejść z tego świata.
A waga kapłańskiego posłuszeństwa?
Posłuszeństwo jest wymogiem bycia Kościoła. Bez niego Kościół nie mógłby istnieć. Jest radą ewangeliczną. Całe życie Jezusa było jednym wielkim aktem posłuszeństwa woli Ojca. Jeśli się od Jezusa tego nie nauczymy, tej gotowości bycia posłanym tam, gdzie przełożony w imieniu Kościoła nas posyła, to nie odpowiadamy na wymagania kapłańskie i ewangeliczne.
Co dziś jest najważniejszym wyzwaniem dla diecezji? Czego życzyć Księdzu Arcybiskupowi na kolejne lata posługi w Kościele warszawskim?
Kościołowi i diecezji – rozwinięcia wszystkich działań skierowanych do człowieka. Realizacje materialne są o tyle ważne, o ile służą konkretnemu człowiekowi. Nie jestem entuzjastą tzw. prestiżowych inwestycji, ale raczej tych z przesłaniem ewangelicznym, które dają schronienie wielu.
A mnie osobiście – żebym dożył do końca mojej posługi, a więc jeszcze cztery lata. Później nie wiadomo, co będzie. Wiele inicjatyw ruszyło, ale wymagają czasu do wzrostu, wcielenia w życie. Potrzebujemy czasu zbawienia.
rozmawiał Radek Molenda |