Posąg poświęcił wracający z Syberii arcybiskup Zygmunt Szczęsny Feliński w 1883 roku. Siostry i wychowanki wraz z okoliczną ludnością chętnie modliły się przed figurą Białej Pani. Złote i srebrne serduszka, korale i inne wota świadczyły o płynących łaskach. Siostra Marta wspomina również historię mieszkańca Jazłowca, którego czteroletnia wnuczka była bliska śmierci. Pewnego wieczoru mężczyzna zapukał do drzwi klasztoru i ze łzami w oczach prosił zakonnice o pomoc. Siostry podarowały mu fotografię posągu Matki Bożej Jazłowieckiej i obiecały modlitwę. Mężczyzna położył zdjęcie na chorej dziewczynce i dziecko wstało zdrowe.
W czasie I wojny światowej front austriacko-rosyjski czterokrotnie przechodził przez Jazłowiec. Całe miasteczko było zburzone. Jednak klasztor stojący na górze pozostał nietknięty.
Nie chcieli strzelać
– Kiedy w klasztorze byli Austriacy, nadleciał samolot rosyjski i zrzucił na klasztor czternaście bomb. Niemal wszystkie po ścianie poszły w ogród. Jedna wpadła na strych prosto do wanny z wodą przygotowaną na wypadek pożaru i też nie wybuchła. Kiedy Rosjanie zajęli Jazłowiec specjalnie przyjechał ten lotnik, który wcześniej zrzucał bomby. Twierdził, że nie jest w stanie zrozumieć, co się stało. Zrzucając bomby z bardzo małej wysokości czuł jakąś siłę, która po prostu zmieniała ich kierunek – opowiada niepokalanka.Rosjanie wyparci przez wojska austriackie ustawili baterię dział dwa kilometry od Jazłowca na górze Nowosiółce, by zburzyć klasztor. Austriacy, spodziewając się tego natarcia, kazali siostrom zejść do piwnicy. Tam siostry usłyszały tylko jeden strzał armatni i zobaczyły dziwną jasność przez okienko. Jednak okazało się, że nic się nie stało. Później z miasteczka przyszedł człowiek twierdzący, że nad domem widziano białą postać, która swoim płaszczem osłaniała klasztor. Zakonnicom trudno było w to uwierzyć, gdyż żadna niczego nie dostrzegła. Dopiero gdy Rosjanie ponownie zdobyli Jazłowiec i zobaczyli pierwszą niepokalankę ubraną na biało, stwierdzili, że tak samo ubraną kobietę widzieli w trakcie natarcia nad domem klasztornym.
W jakiś czas potem jedna z jazłowieckich uczennic jechała do domu na ferie. Do pociągu wsiadło dwóch oficerów rosyjskich. Byli to przyjaciele, którzy spotkali się, wracając z frontu na urlop. Jeden z oficerów opowiadał, że w trakcie ataku na klasztor w Jazłowcu dał rozkaz by strzelać z działa. Żołnierze po pierwszym strzale odskoczyli od broni i odmówili dalszego strzelania, gdyż widzieli nad domem Matkę Bożą. Dlatego siostry słyszały tylko jeden strzał. Uczennica spisała całą rozmowę, a po powrocie opowiedziała wszystko siostrom – dopowiada siostra Marta.