Rocznicy wołyńskiej towarzyszą silne emocje, zarówno po stronie polskiej, jak i ukraińskiej. Czy nie obawia się Ksiądz Arcybiskup, że deklaracja ta nie zaspokoi wszystkich oczekiwań i może się spotkać z krytyką pewnych środowisk?
Do zranionych przez rzeź wołyńską Polaków i Ukraińców należy podejść z największą delikatnością. Trzeba zrozumieć, że Ukraińcy do końca nie uporali się ze swoją przeszłością i nie nastąpi to od razu. Musimy to uszanować i nie wolno tego jątrzyć. Podpisując Deklarację, nie chcemy ranić ani Polaków, ani Ukraińców, choć wiem, że i jednym, i drugim w ich skrajnych środowiskach się narazimy. Ale jestem przekonany, że trzeba odwoływać się do uczuć wyższych, podawać głębsze racje i nie wolno cofnąć się przed możliwością budowania pokoju, pojednania i przebaczenia. Nie można cofnąć się wobec perspektywy moralnego naprawienia krzywd i modlitwy za niewinne ofiary.
Deklaracja jest też wspólnym dokumentem mówiącym o wielkiej karcie cierpienia i ofiary Polaków na Wschodzie. Wydarzenia te znam z najdrastyczniejszych opowieści świadków, którzy przeżyli. Ale nie wolno tego pielęgnować z myślą odwetu. Nie wolno pamięci podtrzymywać w złym duchu ani przekazywać tych ran nowym pokoleniom. Trzeba umieć jasno powiedzieć: tamte wydarzenia są wielką przestrogą, ale nadszedł czas przebaczenia! Dlatego nie chcemy iść inną drogą.
Jako pasterze Kościołów jesteśmy obowiązani budować jedność między naszymi wspólnotami, być także znakiem przebaczenia i jedności w świecie. Deklaracja jest wyrazem naszej wiary i staje się aktem religijnym pomiędzy biskupami dwóch obrządków tworzących jeden katolicki Kościół. Jako chrześcijanie nie mamy innego wyjścia. Po podpisaniu Deklaracji, 7 lipca, w niedzielę przed rocznicą przypadającą 11 lipca, będziemy się modlić za ofiary polskie i ukraińskie we wszystkich kościołach w Polsce.
Ksiądz Arcybiskup powiedział, że Deklaracja zawiera także lekcję na dziś. Czy ostrzega przed eskalacją nastrojów nacjonalistycznych?
Niestety, niekiedy mam wrażenie, że nacjonalizmy po obu stronach wcale nie wygasły, tu i ówdzie dają o sobie znać. Nawet w Przemyślu spotykałem Ukraińców, którzy twierdzą, że miasto to nie powinno należeć do Polski. Oczywiście nie jest to stanowisko ich Kościoła. Z obydwu stron należy chronić się przed nacjonalizmem. Nacjonalizm pojęcie narodu stawia wyżej od Boga i jego przykazań. Jest to bardzo niebezpieczne. Żaden nacjonalizm nie pozostawia miejsca dla drugiego narodu, tylko zawłaszcza je dla siebie. Tymczasem nie jesteśmy właścicielami ziemi, którą uważamy za „naszą” – jesteśmy jej użytkownikami. Bóg jest właścicielem ziemi. Dlatego dla nas drugi człowiek mieszkający na tej samej ziemi winien być bratem: czy to będzie Żyd, Ukrainiec, czy Rosjanin. Kierujmy się zasadą: patriotyzm – tak, nacjonalizm – nie!
Podstawowym partnerem dla naszego Kościoła, jeśli chodzi o wspólną Deklarację, jest Ukraiński Kościół Greckokatolicki. Czym dla Księdza Arcybiskupa jest ten Kościół, który w swoją historię ma wpisaną wielką kartę męczeństwa? Był też podstawowym czynnikiem tworzącym ukraińską tożsamość narodową?
Ukraiński Kościół Greckokatolicki jest częścią Kościoła katolickiego. W zasadniczych sprawach niczym się nie różnimy, poza liturgią. Bogactwo naszej wiary jest wspólne. My modlimy się liturgią rzymską, oni – wschodnią. Kościół greckokatolicki jest przykładem tęsknoty za jednością z Kościołem powszechnym. Z tego się zrodził i trwa od setek lat…
Pełnych ofiar i prześladowań…
Tak, gdyż Kościół greckokatolicki był wierny temu pragnieniu jedności i zapłacił za to ogromną cenę męczeństwa. Wobec tych świętych ofiar męczenników trzeba zachować szczególny szacunek. Pamiętajmy, że sama Ukraina beż żadnej winy została też skazana przez Stalina na wielki głód, co kosztowało życie milionów ludzi. Dlatego w stosunkach z Ukrainą nie możemy pamiętać tylko o zbrodni wołyńskiej. Naród ten ma olbrzymią kartę męczeństwa przedstawicieli wszystkich Kościołów. Kościół greckokatolicki nie miał prawa istnieć, podlegał eksterminacji. I mimo tej karty męczeństwa Kościół ten przeżył i wyszedł z prześladowań zahartowany i mocny duchowo.
Jakie skojarzenia wywołuje u Księdza Arcybiskupa Ukraińska Powstańcza Armia? Ukraińcy przywódcom UPA stawiają pomniki, czczą ich jako bohaterów narodowych, choć mieli krew na rękach. I tego nie możemy im wybaczyć.
Historia UPA jest historią wielkiego ukraińskiego dramatu. Oddziały tej armii inspirowane były przez ukraińskich nacjonalistów, którym się wydawało, że dążąc do niepodległości, mogą posunąć się do eksterminacji innych. Ta droga jest fałszywa. Winą za to nie wolno jednak obciążać całego narodu ukraińskiego, gdyż nie miał on żadnej wybranej reprezentacji, nie miał państwowości. Można obciążać poszczególnych ludzi, ugrupowania i nurty ideowe, przede wszystkim nurt skrajnego nacjonalizmu. Powtórzyć jednak trzeba jeszcze raz: Ukraińcy mają takie same prawo do wolności i niepodległości jak my, Polacy.
Na ile ważne są dziś dla Kościoła katolickiego w Polsce relacje z Ukraińskim Kościołem Greckokatolickim?
Jest to Kościół prawowierny i prawdziwy. Możliwe jest wzajemne ubogacenie, szansa wzajemnego poznania, nowego i głębszego. Jan Paweł II, kiedy mówił o tym, że Europa winna oddychać dwoma płucami, zachodnim i wschodnim, miał na myśli wszystkie Kościoły wschodnie: Kościół prawosławny i greckokatolicki, ormiański i inne.
Dzisiaj sytuacja we Lwowie czy Ukrainie zachodniej odwróciła się na tyle, że Polacy i rzymskokatolicy są w mniejszości. Bardzo się cieszę, że arcybiskup Mokrzycki, łaciński metropolita lwowski, też włącza się do tego dialogu i złoży swój podpis pod Deklaracją.