– Św. Faustyna pokładała wielkie nadzieje w osobie ks. Sopoćki co do kontynuacji jej misji – mówi bp Henryk Ciereszko.
Z bp. Henrykiem Ciereszką, wicepostulatorem w procesie beatyfikacyjnym ks. Michała Sopoćki, rozmawia Irena Świerdzewska
Ks. Michał Sopoćko w czasie pobytu siostry Faustyny w Wilnie przez trzy lata był jej spowiednikiem. Jakie znaczenie miał ten okres?
Siostra Faustyna przyjechała do Wilna po otrzymaniu wewnętrznych natchnień i objawień dotyczących namalowania obrazu Jezusa Miłosiernego, ustanowienia Święta Miłosierdzia Bożego i ogłaszania światu o miłosierdziu Boga. Oczekiwała pomocy, by podołać kierowanym do niej wezwaniom. Miała wątpliwości, czy to, co przeżywa, jest Bożym działaniem w jej duszy i czy prawdziwie jest wolą Bożą. Swoje doświadczenia i zmagania przedstawiała spowiednikom, przede wszystkim ks. Sopoćce, który mądrze ją prowadził, od zachowania najpierw roztropnego dystansu, wskazywanego w praktyce Kościoła, przez przekonanie się o spójności osobowej i walorach moralnych penitentki, po rozeznanie treści danych jej objawień, ich zgodności z Bożym Objawieniem i nauką Kościoła, w końcu zaś odczytanie wartości i potrzeby kultu miłosierdzia Bożego. Ksiądz Sopoćko polecił s. Faustynie pisanie „Dzienniczka”. Można uznać, że w Bożym i duchowym dialogu dwojga dziś wyniesionych na ołtarze zapadły tam, w Wilnie, decyzje, że należy z całym przekonaniem i oddaniem poświęcić się apostolstwu miłosierdzia Bożego.
Jak doszło do wyboru malarza obrazu Jezusa Miłosiernego?
Ks. Sopoćko zwrócił się do Eugeniusza Kazimirowskiego, który mieszkał w tym samym domu, co on, przy klasztorze sióstr wizytek, przy ul. Rossa. W swojej ostrożności nie chciał ujawniać, skąd pochodziła idea namalowania obrazu; wtedy nie był też jeszcze wystarczająco przekonany o autentyczności przeżyć s. Faustyny. W swoim „Dzienniku” i „Wspomnieniach z przeszłości” nazywa Kazimirowskiego „artystą malarzem”, ale nie przekazuje nic więcej o nim i jego umiejętnościach malarskich. Zaznacza tylko, że częściowo wtajemniczył go w ideę malowania obrazu i poprosił o zachowanie sekretu.
Czy wiemy, jak to przełożyło się na życie Eugeniusza Kazimirowskiego? Czy prawdą jest, co pokazuje film „Miłość i miłosierdzie”, że związany był z masonerią i popełnił samobójstwo?
W zapisach ks. Sopoćki, poza lakonicznymi informacjami o Kazimirowskim, nic więcej nie jest przekazane. Nie wiem, czy ktoś dziś jest w stanie powiedzieć cokolwiek na temat wpływu malowania obrazu na życie artysty; ja nie dotarłem do takich źródeł. Powtarzanie, że był związany z lożą masońską i popełnił samobójstwo, domaga się wskazania wiarygodnych świadków albo dokumentów zweryfikowanych metodami badań historycznych.
Czy ks. Sopoćko towarzyszył s. Faustynie, kiedy wyjechała do klasztoru w Krakowie?
Pozostawał z nią w kontakcie listownym, kilka razy też spotkali się w klasztorze w Łagiewnikach i w szpitalu. Siostra żyła wtedy sprawą założenia zgromadzenia zakonnego, którego żądał Jezus w objawieniach, szukała pomocy u ks. Sopoćki, oczekując też jego zaangażowania. Jeszcze przed śmiercią s. Faustyny oboje otrzymali wewnętrzne natchnienie w modlitwie, że zgromadzenie takie powstanie, a utworzą je osoby do tego przez Boga wybrane, ks. Sopoćko zaś będzie temu dziełu towarzyszył. W czasie wojny zaczęło się w Wilnie organizować zgromadzenie, które rozwinęło się w Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego oraz świecki Instytut Miłosiedzia Bożego.
Siostra Faustyna pokładała wielkie nadzieje w osobie ks. Sopoćki co do kontynuacji jej misji, co ujawniała w listach pisanych do niego. Cieszyła się z jego oddania tej sprawie i wprost wyznawała, że nie kto inny jak on misję miłosierdzia Bożego dalej poprowadzi.
I rzeczywiście tak się stało?
Ks. Sopoćko doprowadził do namalowania obrazu Jezusa Miłosiernego, zaczął pisać o miłosierdziu Bożym, wydrukował koronkę z reprodukcją obrazu, podjął starania o ustanowienie święta i zatwierdzenie kultu jeszcze za życia s. Faustyny. Nadał więc jej misji wyraźny wymiar zewnętrzny, podjął publicznie temat miłosierdzia Bożego i jego czci. Czynił to jednakże, nie ujawniając źródła swych poczynań, traktując prywatne objawienia dane siostrze jako inspirację, a swoją argumentację za kultem miłosierdzia Bożego opierał na Piśmie Świętym i nauczaniu Kościoła, uzasadniał jego liturgiczne i pastoralne podstawy.
Obraz ukazano publicznie w Ostrej Bramie w 1935 r., a ks. Sopoćko wygłosił kazania o miłosierdziu Bożym. Od 1937 r. obraz był umieszczony w kościele św. Michała i tam zaczęło się stopniowo rozwijać nabożeństwo, które upowszechniło się w czasie wojny. W Wilnie na szeroką skalę kolportowane były z inicjatywy ks. Sopoćki koronka i obrazki Jezusa Miłosiernego. Także w czasie wojny w Krakowie został namalowany obraz Jezusa Miłosiernego i umieszczony w kaplicy sióstr w Łagiewnikach, gdzie jezuita o. Józef Andrasz rozpoczął nabożeństwa.
Jak ks. Sopoćko zabiegał o aprobatę kultu miłosierdzia Bożego?
W 1938 r., jeszcze przed śmiercią s. Faustyny, zapisał w „Dzienniku”, że ufność w miłosierdzie Boże, szerzenie jego kultu, bezgraniczne poświęcenie temu wszystkich swoich słów, myśli i uczynków będzie naczelną zasadą jego dalszego życia. Wiele dla tej sprawy wycierpiał.
Już w 1936 r. opublikował rozprawkę „Miłosierdzie Boże”, a w 1937 r. artykuł „Idea miłosierdzia Bożego w liturgii” oraz wydrukował w Krakowie Koronkę do Miłosierdzia Bożego z reprodukcją wileńskiego obrazu. W 1938 r. przekazał biskupom zebranym na konferencji w Częstochowie rozprawkę i petycję o ustanowienie święta. W 1939 r. udał się do Rzymu, aby tam rozeznać możliwości wprowadzenia święta i zatwierdzenia kultu w Kościele. Zwrócił się następnie z tą sprawą do prymasa Polski kard. Augusta Hlonda. Zachęcony przez niego, pracował nad podstawami biblijnymi, pastoralnymi i liturgicznymi kultu. Przygotowywał i wydrukował w 1940 r. traktat o miłosierdziu Bożym po łacinie, by dotrzeć do biskupów poza granicami Polski. Ten traktat ks. Józef Jarzębowski, marianin, przywiózł z Wilna do USA, gdzie w Detroit w 1943 r. wydano go drukiem. Po wojnie ks. Sopoćko dalej publikował prace o miłosierdziu Bożym i zabiegał u władz kościelnych o zatwierdzenie kultu. Czuwał nad poprawnością malowania wizerunków Jezusa Miłosiernego, czego owocem był konkurs do wypracowania obowiązującego w Kościele modelu wykonywania obrazów Miłosierdzia Bożego. W 1954 r. Komisja Główna Episkopatu Polski zaaprobowała jako wzorcowy obraz autorstwa Ludomira Śleńdzińskiego. Jednakże w tym czasie bardziej rozpowszechniony był już wizerunek Adolfa Hyły z Łagiewnik, i ten dziś bardziej jest znany.
W dzieło zaczęli włączać się inni: w latach 60. i 70. u pallotynów w Ołtarzewie odbywały się konferencje naukowe poświęcone miłosierdziu Bożemu. Ksiądz Sopoćko niemal do ostatnich lat życia niestrudzenie przedstawiał biskupom i kard. Stefanowi Wyszyńskiemu petycje o ustanowienie święta i zatwierdzenie kultu. Uważam, że wytrwałość ks. Sopoćki nie była bez znaczenia dla późniejszych działań podjętych przez kard. Karola Wojtyłę i biskupów o zatwierdzenia kultu w Kościele.
W ostatnich 16 latach życia ks. Sopoćki obowiązywał zakaz Stolicy Apostolskiej szerzenia kultu miłosierdzia Bożego według wskazań s. Faustyny. Jak przyjął to ks. Sopoćko?
Ks. Sopoćko wyraźnie rozróżniał formy kultu wywodzące się z objawień danych s. Faustynie od ogólnie pojmowanego kultu jako oddawania czci miłosierdziu Bożemu, opierającego się na motywach biblijnych, teologicznych i pastoralnych. Zakaz przyjął ze spokojem, ufając, że przyczyni się on do oczyszczenia nabożeństwa z szerzących się oddolnie niedojrzałych jego form. Wierzył też, że zakaz doprowadzi do głębszego zbadania i rozeznania istoty kultu. W tym kierunku prowadził też dalsze poszukiwania i pogłębiał argumentację za kultem. Do końca nie był rozumiany nawet w kręgach duchownych. Idea i dzieło, któremu oddał życie, przerastały środowisko, w którym żył, podobnie jak było to w przypadku s. Faustyny. Kapłani, jego wychowankowie z białostockiego seminarium, wspominają do dziś, że z całym przekonaniem wyznawał wobec nich, iż on wprawdzie nie doczeka upowszechnienia i zatwierdzenia kultu w Kościele, ale oni będą tego świadkami.
Co sprawiło, że został ogłoszony błogosławionym?
Wyróżniały go wiara i miłość Boga, które wyniósł z domu. Czcząc miłosierdzie Boże, uczył innych, ale najpierw sam zaufał heroicznie miłosierdziu Boga. Był blisko drugiego człowieka, okazując zainteresowanie, zatroskanie o jego dobro duchowe, wspierając materialnie. Szedł przez całe życie prostą ścieżką chrześcijańskiej wiary i powołania kapłańskiego, nie szukając siebie, a służąc Bogu i ludziom.
Czy rola bł. Michała Sopoćki jest właściwie ukazywana?
Niewątpliwie rozwijający się dziś kult miłosierdzia Bożego kojarzony jest przede wszystkim ze św. Faustyną, ale kto rzetelnie i dogłębnie stara się poznać historię, nie może nie zauważyć niezastąpionej roli ks. Sopoćki. Coraz liczniejsze są publikacje poświęcone postaci błogosławionego, wznawiane są drukiem jego dzieła, w tym wspomniane pisma biograficzne; powstały filmy o nim. Potrzeba jednak coraz głębiej ukazywać jego wkład w apostolstwo miłosierdzia Bożego.
Czy ks. Sopoćko jest znany w mieście, gdzie spędził ostatnie 27 lat życia?
Osoba ks. Sopoćki żyje w pamięci wielu białostocczan, świeckich i duchownych, którzy go spotkali. Jego kult uwidacznia się najbardziej w białostockim Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, gdzie przechowywane są jego relikwie. Wierni modlą się na nabożeństwach za jego wstawiennictwem, przybywają pielgrzymi z kraju i zagranicy, w księgach znajdują się wpisy o uzyskanych łaskach. W mieście jest upamiętniający jego obecność i dzieła szlak bł. Michała, którym pielgrzymują wierni z modlitwą do miłosierdzia Bożego. I jest on patronem Białegostoku. Upowszechnianie postaci bł. Michała, jak i rozwijanie jego kultu, jest i pozostanie ciągłym i żywym wezwaniem dla białostockiego Kościoła.
Bp Henryk Ciereszko (1955) – doktor habilitowany nauk teologicznych, biskup pomocniczy archidiecezji białostockiej. Od 1998 r. był wicepostulatorem w procesie beatyfikacyjnym ks. Michała Sopoćki, którego opisał w kilku książkach. Od 2011 r. członek zwyczajny Międzynarodowej Akademii Miłosierdzia przy Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach.