– Kiedy znowu zacząłem pracować w radiu, czułem się dobrze przy mikrofonie, ale wciąż było pragnienie pójścia z Chrystusem. W końcu zdecydowałem, że pójdę do seminarium – mówi ks. Ryszard Ostasz – i choć złożyłem dokumenty do seminarium ojców franciszkanów, to jednak wybrałem inną drogę.
Kiedy został księdzem, od razu zaczął działać. W pierwszej parafii miał stu ministrantów, dla których organizował wycieczki czy mecze piłki. W Dubience od razu zrobił pierwszą pielgrzymkę młodzieży do Chełma, do Matki Bożej. Z kolei w Tomaszowie Lubelskim działał z młodzieżą w Związku Strzeleckim, z tradycjami jeszcze przedwojennymi. A oprócz tego był kapelanem krwiodawców i myśliwych.

Ks. Ryszard Ostasz z Gdeszyna
– Kiedy jako kleryk prowadziłem katechezę w III klasie technikum mechanicznego, był uczeń, który krzyczał: „Ave szatan” i nosił kurtkę z pentagramem na plecach. Kiedy mówiłem o miłości do rodziców, wstał i powiedział, że nie będzie tego słuchać, używając przy tym niecenzuralnych słów. Powiedziałem, że jest mi przykro i że poproszę o zmianę klasy – opowiada ks. Ryszard. Podczas następnej katechezy uczeń przyszedł przeprosić, nawet z różą. Katecheta przeprosiny przyjął, a różę kazał dać mamie. Po tygodniu, gdy spotkał tego ucznia i porozmawiał, okazało się, że jest on nieślubnym dzieckiem, bitym przez konkubentów matki. Kiedy dał mamie kwiatek i po raz pierwszy powiedział: „Kocham cię”, relacje rodzinne się zmieniły. Kilka lat później matka zachorowała, syn zajął się nią, potem założył rodzinę, a ks. Rysiu ochrzcił jego dzieci.
Tak jak uczniów w szkole, tak teraz ks. Ostasz opieką otacza parafian. Przyjechawszy do niełatwej, biednej parafii, od razu wprowadził kult św. o. Pio. Kiedy pojawiła się poważna groźba likwidacji szkoły, sprzedał maszyny i zlikwidował fundusz emerytalny.
– Szkoła nosi imię bł. ks. Zygmunta Pisarskiego, jednego ze 108 męczenników II wojny światowej. Jest to jedyna szkoła w Polsce tego imienia, ów wielki kapłan zginął, bo nie wydał Ukraińców w ręce Niemców – mówi – a ja nie mogłem pogodzić się z myślą, że w wolnej Polsce będzie zamknięta szkoła z takim patronem! Nie pozwalało na to moje sumienie, poczucie godności kapłańskiej i dobro dzieci.
– Wiedziałem, że szkoła musi być wyremontowana w jak najszybszym czasie i że są potrzebne duże pieniądze – ciągnie swoją opowieść proboszcz z Gdeszyna. – Nie wiedziałem, jak na mój pomysł zareagują władze kościelne czy parafianie. Ale idea tego typu pomocy zrodziła się na modlitwie, w czasie długich rozmów z Panem Jezusem, w czasie adoracji, a parafianie w tym trudnym czasie potrafili się zjednoczyć. Remont szkoły, pozyskiwanie kolejnych środków – to wszystko rodziło się w trudzie i w czasie nieprzespanych nocy. Ale udało się, dzieci się uczą. Ta szkoła to drugie płuco naszego kościoła. Tutaj spotykają się rodzice, dziadkowie; chciałbym, aby kiedyś było to centrum życia kulturalnego i religijnego.
– Dlaczego ksiądz to wszystko robi? – pytam. – Pragnę pokazać piękno kapłaństwa. Człowiek bez miłości nie owocuje, podobnie jest z księdzem. Kapłaństwo jest otwarte na służbę drugiemu człowiekowi. Nie czuję się w żaden sposób bohaterem, bo jest wielu księży, którzy z miłości do Chrystusa gorliwie pracują dla swoich parafian. Kapłaństwo to także ojcowska miłość do ludzi. Tata, który kocha swoje dziecko, odnajduje jego potrzeby i stara się im zaradzić. Podobnie jest z księżmi – odpowiada ks. Ryszard Ostasz.