28 lutego
piątek
Romana, Ludomira, Lecha
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Księża z pasją

Ocena: 4.6
36197
Jeden uratował szkołę, drugi założył pośredniak, inny wyciąga ludzi z kanałów. W Polsce nie brakuje księży ze społeczną pasją.
Ks. Mariusz Koluczek ze Szczecina

Choć ich działania dotyczą różnych wymiarów, to nie robią tego dla rozgłosu medialnego, dla sławy, ale dla Jezusa. Pokazują, jak realizować przykazanie miłości Boga i bliźniego w praktyce. Są dobrymi ojcami, którzy zauważają potrzeby swoich parafian.

Z BOGIEM W PRACY

W Szczecinie w wyniku restrukturyzacji pracę straciły blisko 4 tys. osób. Choć wiele z nich korzystało z programu „Wsparcie dla pracowników sektora budownictwa okrętowego dotkniętych negatywnymi skutkami restrukturyzacji”, to jednak blisko tysiąc osób nie mogło znaleźć zatrudnienia. Proboszcz z „okołostoczniowej” parafii św. Stanisława Kostki ks. Mariusz Koluczek nie pozostał obojętny.

– Na terenie parafii mieszka wiele osób związanych z morzem, ze stocznią, rybołówstwem. Kiedy kilka lat temu upadła stocznia, przedsiębiorstwa kooperujące i inne zakłady pracy, wiele osób zostało bezrobotnych, sfrustrowanych, rozbitych wewnętrznie. Kiedy chodziłem po kolędzie, rozmawiałem nie tylko o życiu religijnym, ale także o ich codziennych troskach – opowiada. – Bardzo często ludzie potrzebujący trafiali do parafii, prosząc o pomoc, oferując gotowość podjęcia pracy przy kościele. Ponieważ w parafii nie ma potrzeby zlecania dorywczej pracy, a nie chciałem odsyłać tych ludzi z niczym, pomyślałem, że trzeba będzie stworzyć zespół ludzi, do których będzie można kierować osoby poszukujące pracy.

Tak powstał Parafialny Zespół Pośrednictwa Pracy, który działa w ramach Caritas. Ksiądz Koluczek już wcześniej, na placówce w Płoni, starał się pomagać swoim parafianom w znalezieniu zatrudnienia, ale nie było to zjawisko na tak wielką skalę. Pracę zazwyczaj udawało się znaleźć, bo wspólnota parafialna liczyła zaledwie 1800 osób. Szczecińska parafia liczy 14 tys. ludzi. Dlatego dobrze, że parafianie z życzliwością przyjęli inicjatywę proboszcza i sami dołączyli jako pomocnicy. Do tej pory zgłosiło się ok. 200 osób bezrobotnych. Dla wielu z nich udało się znaleźć propozycję pracy.

– Zgłaszaliśmy się do największych zakładów, żeby zapytać, czy nie poszukują chętnych do pracy, szukaliśmy na stronach internetowych, w prasie. Dawaliśmy bezrobotnym listy polecające do instytucji, do których wcześniej się zgłaszaliśmy – podkreśla ks. Mariusz Koluczek.

Księdzem jest ponad 26 lat. Gdyby nie odpowiedź na powołanie kapłańskie, zostałby archeologiem lub historykiem. Ale wtedy też pomagałby ludziom. – To jest potrzeba wewnętrzna, wypływająca z ludzkiego odruchu serca. Jakże mógłbym stanąć na ambonie i mówić o miłości do Boga i człowieka, a potem przechodzić obojętnie koło potrzebujących i bezradnych z ich problemami? Byłoby to dla mnie wewnętrznym zakłamaniem. Oczywiście nie jestem w stanie poradzić na wszystkie problemy ludzi, którzy przychodzą do parafii. Ale gdybym za każdym razem rozkładał tylko ręce, czułbym, że nie w pełni jestem uczniem i świadkiem Chrystusa w mojej posłudze. Nie byłbym także sobą, to byłoby niezgodne z moim sumieniem. No i jak tu sobie spojrzeć w oczy? Taka wzajemna pomoc doskonale była widoczna we wspólnotach pierwszych chrześcijan – podkreśla.

– Kiedy przeżywałem 25-lecie kapłaństwa i 50 lat życia, prosiłem, żeby znajomi nie przynosili mi żadnych prezentów, a jedynie złożyli dar serca na misje, bo to, co potrzebne do codziennego życia, posiadam – mówi ks. Mariusz. – Kiedy zaczynałem pomagać ludziom, nie zastanawiałem się, co otrzymam w zamian, nie miałem żadnych oczekiwań. Najważniejsza jest radość, że mogłem zrobić coś, co sprawi, że innemu będzie żyło się łatwiej.


DOBROĆ PONAD PRZECIĘTNOŚĆ

Stał się bohaterem nie tylko w Gdeszynie. Dziennikarze chętnie pisali o nim pozytywne artykuły, ale on sam rozgłosu nie lubi. O ks. Ryszardzie Ostaszu, gdy sprzedał ciągnik i zlikwidował fundusz emerytalny po to, by wyremontować szkołę w malutkiej wsi niedaleko Zamościa, mówiła cała Polska. Dzięki temu szkoła nie ulegała likwidacji. Jedni dziwili się, drudzy podziwiali poświęcenie proboszcza. On sam nie ma wątpliwości: ma prawdziwe powołanie do pomagania innym. To jego misja życiowa.

– Myśl o kapłaństwie łączyła się u mnie z pięknym przykładem księży, których miałem okazję spotkać. Jednym z nich był ks. Franciszek Klingier, kolega kursowy ks. Tadeusza Federowicza, legendy Lasek. Dla nas, młodych chłopców, przykład księży, którzy otaczali wiernych czułością, miłością, dobrocią, pociągał do służby ministranckiej. W piątej klasie napisałem w wypracowaniu, że zostanę księdzem, bo lekarz leczy ciało, a kapłan leczy duszę, a ona zostaje na wieki. Pani zostawiła to wypracowanie i kiedy była na mojej Mszy Świętej prymicyjnej, dała mi je na pamiątkę. Pan Bóg delikatnie pukał do mojego serca. Byłem trochę niewiernym Tomaszem, bałem się odpowiedzialności – opowiada ks. Ryszard. – Chodziłem do szkoły handlowej, potem byłem w niższym seminarium duchownym u ojców bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej, ale po dwóch latach uświadomiłem sobie, że będę bardzo ubogim kapłanem, bo nie będę miał doświadczenia życiowego. Wróciłem do Lublina.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 28 lutego

Piątek, VII Tydzień zwykły
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): Mk 10, 1-12
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna do o. Dolindo - 20-28 II

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter