Do seminarium trafił prosto z… Włoskich Sił Zbrojnych. Jako instruktor spadochroniarzy zgłosił się na misję pokojową do Somalii. Wycofał się tuż przed wyjazdem. Udał się do Międzynarodowego Centrum Drogi Neokatechumenalnej w Porto San Giorgio, gdzie w wyniku losowania został skierowany do Seminarium Redemptoris Mater w Warszawie.
– Chciałem swój zapał do pokojowej misji realizować w inny sposób, w służbie Panu Bogu i ludziom – mówi. To mi daje prawdziwe szczęście, którego nigdzie nie mogłem odnaleźć – dodaje.
Ksiądz Claudio pochodzi z Kalabrii z rodziny „odświętnych” katolików. Do kościoła prawie nie zachodził. Przyprowadziła go tam dopiero… dziewczyna. I to wtedy, w wieku 16 lat, usłyszał Ewangelię o powołaniu Mateusza, która szczególnie zapadła mu w serce i przez lata doń powracała. „Może ty masz powołanie?” – spytała go jego dziewczyna, obecnie siostra zakonna w klasztorze kontemplacyjnym. Jednak młody Claudio miał inne plany. – Chciałem odnieść sukces, zdobyć wykształcenie, zarabiać dużo pieniędzy – wspomina. Także dla rodziny to było najważniejsze.
Skończył technikum geodezyjne. Zaczął zarabiać pieniądze. Jednak nadal szukał swego miejsca. Proboszcz zasugerował mu studia na wydziale nauk o religiach. Ale i tam się nie odnalazł. Postanowił zgłosić się na ochotnika do wojska, bo jako trzeci syn w rodzinie zwolniony był z obowiązkowej wówczas służby wojskowej. Trafił do jednostki spadochroniarzy we Florencji. Rodzina odetchnęła. Wreszcie zdobędzie dobry, praktyczny zawód. Jednak gdy zdecydował się na misję do Somalii – podpisał dwuletni kontrakt na 12 tys. dolarów miesięcznie – rodzice zaniepokoili się o życie syna. Zaczęli nawet chodzić do kościoła. Claudio w ostatniej chwili się wycofał i wyjechał na wakacje do Stanów Zjednoczonych. Wtedy dowiedział się, że jego proboszcz zapisał go na wyjazd na Światowe Dni Młodzieży do Paryża. Był 1997 rok. Pojechał i po raz kolejny usłyszał Ewangelię o powołaniu Mateusza. „Jak długo będziesz uciekał?” – spytał go proboszcz. Wtedy 21-letni Claudio postanowił dać Panu Bogu szansę. – Zobaczyłem, że jedyną osobą, która mnie naprawdę kocha i rozumie, jest sam Bóg. W wojsku byłem bardzo zasadniczy i surowy wobec moich podwładnych – mówi. – Miałem trudny charakter, który pewnie mi został do dziś – uśmiecha się. – A tu przekonałem się, z jaką delikatnością Pan Bóg postępuje wobec mnie. To było niesamowite odkrycie.
Jego wyjazd do Warszawy spotkał się jednak z protestami rodziny. Tylko brat dziadka aż popłakał się ze wzruszenia: oto podczas wojny jako spadochroniarz trafił do niemieckiego obozu jenieckiego w okolicach Wrocławia. „Polacy nam, Włochom, bardzo wtedy pomagali” – opowiadał wuj. Jednak rodzice nie mogli pogodzić się z decyzją syna. – Mama przez tydzień nie opuszczała łóżka z rozpaczy – wspomina ks. Claudio. Przychodzili sąsiedzi i przyjaciele, by ją pocieszać. Rodzice zaakceptowali jego wybór, dopiero gdy przyjechali do Polski na święcenia diakonatu. Zobaczyli, że syn jest naprawdę szczęśliwy.
To dlatego Claudio na kazaniu zwraca się do wiernych z pytaniem, czy dopuszczali kiedykolwiek myśl, że ich syn może zostać księdzem. Następnie pyta, czy ktoś z obecnych nie czuje powołania. Podnosi rękę jeden chłopiec. „Brawo, będziesz dobrym księdzem!” – mówi ksiądz Claudio i zaprasza młodego człowieka po Mszy do zakrystii. Na odprawianych przez niego Mszach Świętych Słowo Boże czytają parafianie. – We Włoszech – mówi – świeccy bardziej angażują się w liturgię.
Stara się to zaszczepić w Polsce. Przed Mszą pyta, kto przeczyta tym razem. Ludzie sami się zgłaszają.
Ksiądz Claudio nadal marzy o misjach. W czasach kleryckich przebywał przez cztery lata w Czechach i na Słowacji. Teraz trafił do Polski, gdzie księży przecież nie brakuje. – Ale i tu jest wiele do zrobienia – mówi i wspomina, jak w parafii Wszystkich Świętych przygotował do chrztu 18-letnią dziewczynę, która mieszkała w bloku przy kościele i wcześniej nie zajrzała nawet do świątyni.
Teraz przełożeni rzucili go na głęboką wodę. Pracuje w parafii Wniebowstąpienia Pańskiego na warszawskim Ursynowie, jednej z największych w Polsce. Niewykluczone, że kiedyś wróci do Włoch. Tam księży jest coraz mniej. W jego rodzimej, kalabryjskiej diecezji z powodu braku nowych powołań posługują księża z… Indii i Afryki.
Poranny dyżur księdza skończył się już przed godziną, ale do kancelarii zagląda młoda kobieta. Prosi o rozmowę. Ksiądz Claudio odpowiada, że za moment ma kolejne spotkanie, które już przesuwał. Kobieta nalega. Widać, że jest pod wpływem silnych przeżyć. Kapłan zgadza się porozmawiać. Jego najpiękniejsza misja – misja komandosa samego Pana Boga, niosącego pokój i pociechę ludzkim sercom – trwa.
![]() | Anna Jadwiga Kosiarska |